O tzw. lęku separacyjnym -czyli reakcji stresowej psa w momencie oddzielenia od opiekuna – pisano i mówiono już wiele. Sytuacja, kiedy samotny pies nie radzi sobie z emocjami, jest kłopotliwa dla właściciela i bardzo zła dla czworonoga. Lęk może objawiać się ledwo zauważalnie np. lekkim niepokojem przy wychodzeniu przewodnika z domu, ale czasem przybiera naprawdę drastyczne formy – pies, ogarnięty paniką, rozrywa na strzępy wszystko, co wpadnie mu w zęby, wyje całymi godzinami, zanieczyszcza dom odchodami lub nawet okalecza sam siebie.
Szukając rad, jak rozwiązać podobną sytuację, natkniemy się (choćby w Internecie) na wiele rozsądnych i pomocnych wskazówek. Przede wszystkim, aby dbać o to, by pies zostawiany w domu był zmęczony zarówno fizycznie jak i psychicznie, co ułatwi mu wyciszenie się. Skuteczny może okazać się trening odwrażliwiania psa na stresującą go sytuację wychodzenia właściciela z domu. Mimo, że jest on zwykle długotrwały i wymagający cierpliwiej pracy z dużym wyczuciem, warto się do niego zastosować. Innym polecanym rozwiązaniem jest nauczenie psa korzystania z domowej klatki, która dobrze wprowadzona umożliwia psu zrelaksowanie się, przez odwołanie się do atawistycznych instynktów chowania się w ciasnych jamach i norach. Dla psów z silną reakcją stresową pomocne mogą okazać się doustne lub wziewne środki uspokajające, które oczywiście same nie rozwiążą problemu, ale umożliwią jakąkolwiek pracę nad zmiana emocji i zachowania zwierzęcia.
Na łamach tego tekstu nie będę rozwijała powyższych zagadnień, gdyż chciałabym się tu skupić na innym aspekcie problemu psów niepotrafiących pogodzić się z samotnością.
Z mojego doświadczenia wynika, że problem psa ze stresem w obliczu oddzielenia od przewodnika zwykle jest ściśle związany z całokształtem relacji człowieka i jego zwierzęcia. Rzadko kiedy da się ten problem rozwiązać w oderwaniu od reszty sytuacji z codziennego życia. Inaczej ujmując – stres psa w tej określonej sytuacji jest zwykle tylko składową jego problemów i skutkiem nieco szerszej przyczyny. A przyczyna ta to prawie zawsze brak umiejętności tolerancji frustracji w skutek zbyt małej ilości ograniczeń i zasad w codziennym życiu, plus brak czytelności przewodnika wobec psa.
Jako przykład do szerszego omówienia weźmy małego kundelka o imieniu Ciapek, znalezionego i przygarniętego przez panią Kowalską. Chuda, zapchlona, czteromiesięczna psina błąkała się wokół jej domu, więc kobieta postanowiła dać jej dom. Ponieważ życie do tej pory nie rozpieszczało szczeniaka, pani Kowalska pragnęła wynagrodzić mu to i zadbać, by niczego mu już nigdy nie brakowało. Piesek był początkowo nieco niepewny i wystraszony w nowym miejscu, toteż pani Kowalska często nosiła go na rękach, by wesprzeć nieszczęśliwego, porzuconego malca. Po pokonaniu początkowej nieśmiałości maluch wciąż za nią chodził (nawet do łazienki), domagając się pieszczot, a jego nowa pani z przyjemnością na to przystawała – był naprawdę uroczy i na pewno czuł ulgę, że nareszcie ma rodzinę. Radowało ją to, że Ciapek tak szybko się do niej przywiązał – zawsze gdy pracowała w domu przy komputerze lub oglądała telewizję leżał zwinięty tuż przy jej nogach. Ponieważ szczeniak był naprawdę chudy, gdy do niej trafił, pani Kowalska zadbała o to, by miska psiaka zawsze była wypełniona najlepszą karmą. By dopełnić szczęścia psa, jego pani kupiła mu mnóstwo zabawek, którymi Ciapek bawił się faktycznie chętnie, często przynosząc zabawki również i swej pani (wtedy cieszył się, gdy mu je rzucano). Ponieważ do domu przylegał przestronny ogródek, Ciapek miał możliwość radowania się pobytem na świeżym powietrzu – rozbrajał swoja panią wymowną komunikacją: gdy miał ochotę wyjść na dwór, poszczekiwał, patrząc w oczy swej właścicielce, a latem po prostu wybiegał przez otwarte drzwi od tarasu. Był tak bystry, że podobnie dawał znać, gdy miał ochotę na psi przysmak zamknięty w osobnej szufladce w kuchni. Oczywiście dostawał go, bo przysmaki były zdrowe (100% wołowego mięsa!), a maluch tak ładnie prosił. Orientując się w psich potrzebach, pani Kowalska wyprowadzała też Ciapka na spacery. Piesek miał nawet swoje ulubione trasy, którymi prowadził swoją panią. Co prawda dość mocno ciągnął na smyczy, ale ponieważ był niewielki i chodził w szelkach, nie stanowiło to specjalnego problemu. Bardzo lubił witać się ze wszystkimi napotkanymi psami, na co pani Kowalska pozwalała – był taki radosny i przyjacielski, do tego wyraźnie frustrował się, gdy nie mógł do pobratymca podejść. A jego właścicielka nie chciała mu niczego zakazywać, bo po trudnym szczenięctwie należało się przecież Ciapkowi szczęśliwe życie…
Piesek długo nie sprawiał żadnych kłopotów i był dla swej pani miłym towarzyszem. Pierwsza niepokojące sytuacje pojawiły się, gdy Ciapek skończył pół roku. Dość niespokojnie zachowywał się, kiedy pani Kowalska szykowała się do wyjścia na zakupy. Zawsze było tak, że towarzyszył jej w przedpokoju, ale zaczął nerwowo po nim krążyć i mocno ziajać. Żeby uspokoić szczeniaka, pani Kowalska czule się z nim żegnała, zapewniając, że przecież niedługo wróci. Była przekonana, że osierocony kiedyś piesek boi się ponownego porzucenia! Pełne uczucia pożegnania jednak nie pomogły, zaś do ziajania doszło popiskiwanie i wskakiwanie na panią, gdy sięgała do klamki. Sąsiedzi donosili, że po wyjściu właścicielki pies dość długo szczeka. Pani Kowalskiej było żal psiaka, który najwyraźniej nie lubił być sam, i po powrocie zawsze starała się wynagrodzić mu samotne godziny. Po wylewnym przywitaniu dużo siedział u niej na kolanach, dostawał nowe zabawki i jeszcze smaczniejsze smakołyki. Zaś na spacerach właścicielka starała się dać mu jeszcze więcej swobody.
Niestety, nie było lepiej, wręcz przeciwnie – pewnego razu, gdy pani Kowalska wróciła do domu, zastała w przedpokoju pogryzione na strzępy kapcie i naruszoną szafkę do butów. Do tego – na środku pokoju widniała pokaźna kałuża moczu. Kobieta zdenerwowała się – pies w ten sposób próbuje ukarać ją za to, że wychodzi bez niego, złośliwie niszcząc i brudząc! Nakrzyczała na winowajcę, nazywając go niewdzięcznikiem – tak odpłacał jej za dach nad głową! Po godzinie dopadło ją jednak poczucie winy i resztę dnia Ciapek spędził na jej kolanach.
Mimo, że pani Kowalska zostawiała Ciapkowi smakowite kości i gryzaki, zniszczenia w domu pojawiały się cały czas, zaś sąsiedzi uskarżali się na uciążliwe szczekanie malca. Pewnego dnia pies naprawdę wyprowadził z równowagi właścicielkę, gdyż w momencie, gdy chciała się z nim pożegnać przed wyjściem, załatwił się na jej oczach! Tego już było za wiele. Pani Kowalska wymierzyła klapsa w psi zadek, nie mogąc znieść tej bezczelności…
Klaps nie pomógł – Ciapek okazał się tak złośliwym i niewdzięcznym psem, że zaczął zostawiać kupy regularnie, robiąc je często… na łóżku właścicielki. Zniszczeń było coraz więcej – ucierpiały meble, tapety, framugi. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby nie desperacja pani Kowalskiej – szukając do skutku rozwiązań w Internecie wyczytała, że istnieje coś takiego, jak lęk separacyjny. Objawy zgadzały się. Pies nie był niewdzięczny! Po prostu stresowała go samotność! Pani Kowalska, chcąc pomóc swojemu pupilowi, zgłosiła się wreszcie po pomoc do szkoleniowca…
W zależności do kogo by trafiła, z pewnością rady i proponowane rozwiązania byłyby różne.
Trening odwrażliwiania, zabawki napełniane jedzeniem, forsowne spacery, domowa klatka, feromony uspokajające, kamizelki uciskowe… to wszystko – mniej lub bardziej – mogłoby faktycznie pomóc Ciapkowi.
Ale rzeczą najbardziej istotną i wymagającą zmiany jest to, że Ciapek to pies… zwyczajnie rozpuszczony przez swą panią jak dziadowski bicz. I mimo, że niektórych to zaskoczy, ma to bezpośredni związek z „lękiem separacyjnym” psiaka.
Chcąc dla znajdy jak najlepiej, pani Kowalska nie nauczyła psa umiejętności bardzo ważnej dla każdej istoty społecznej – tolerowania frustracji w obliczu pojawiającego się ograniczenia. Pies od pierwszego dnia w domu mógł robić praktycznie wszystko, na co miał ochotę, a o dostępie do tego, czego akurat chciał, decydował sam. Prosił o głaskanie – dostawał je (…bo czemu nie…?). Chciał zjeść – szedł do miski. Nie chciał jeść – od miski odchodził. Miał ochotę wyjść do ogrodu – wymuszał to na właścicielce, podobnie jak zabawy w aport. Gdy zabawa mu się znudziła, kończył ją. Miał nieograniczony dostęp do wszystkich pomieszczeń w domu, zaś na spacerach sam wybierał tempo i kierunek przechadzki. Nigdy nie odmówiono mu spotkania z psim kolegą, bo poza tym, że był przyjazny, potrafił naprawdę mocno szarpnąć na smyczy, gdy pani akurat planowała iść w inna stronę. To, że dostaje wszystko, czego chce i nie musi robić niczego, czego nie chce, stawało się dla niego tak naturalne jak oddychanie.
Jedynym i do tego drastycznym ograniczeniem, jakie pojawiało się w jego życiu, były drzwi wyjściowe zamykające się za jego właścicielką… Pies – ponieważ nie miał możliwości ”trenować” akceptowania ograniczeń mniejszego kalibru – nie potrafił poradzić sobie z tą sytuacją. Niszczenie przedmiotów, załatwianie się w domu, szczekanie – to wszystko nie było oczywiście dowodem jego niewdzięczności czy złośliwości, a jedynie sposobem psiaka na rozładowanie stresu. A stres w podobnej sytuacji miał prawo być naprawdę duży: Ciapek nie mógł pojąć, dlaczego nie może iść za swoją panią, brak możliwości natychmiastowego zrealizowanie tej potrzeby przerastał go. Dlaczego nie mógł decydować o realizacji tego pragnienia?! Przecież zawsze to on podejmował decyzje, co i kiedy chce robić! To tylko jego pani wiedziała, że musi iść do sklepu i że niedługo wróci, dla Ciapka ważne było tylko, że chce, chce, CHCE, BARDZO CHCE iść za panią, ale NIE MOŻE. Dlaczego tego teraz nie może, skoro zawsze może wszystko?! To było za dużo na małą psia głowę…
Aby pomóc Ciapkowi, jego właścicielka powinna stopniowo przyzwyczajać malucha (w idealnej sytuacji od pierwszego dnia w jej domu), że drobne ograniczenia i zakazy ze strony człowieka w codziennym życiu są czymś normalnym. Ciapek powinien przyjąć fakt, że to człowiek decyduje o dostępie do wszystkiego, co dla psa cenne – do pieszczot, do jedzenia, zabawek i przysmaków. Także o możliwości wyjścia do ogrodu, o trasie spaceru czy zabawie z innym psem. Jeśli pies zrozumie, że to jego pani organizuje mu życie i nie ulega jego wszystkim zachciankom, łatwiej zaakceptuje fakt, że ta sama pani odmawia mu swojego towarzystwa wychodząc z domu. Zaś gdy ich codzienna relacja nie ulegnie zmianie, wątpliwe jest, czy pomoże domowa klatka (bo to ograniczenie podobne, jak drzwi) lub samodzielny trening sytuacji przy wyjściu człowieka z domu. Feromony czy kamizelki uspakajające też same z siebie nie rozwiążą problemu.
Pozwalając psu na wszystko (choćby w najlepszej wierze), wychowamy frustrata ze słabą odpornością psychiczną. Rozpieszczanie psa to nie miłość – miłością jest wychowanie zwierzęcia stabilnego emocjonalnie, mającego oparcie w przewodniku, ufającego jego decyzjom. Stres w obliczu samotności zawsze jest odzwierciedleniem braku równowagi zarówno w głowie psa , jak i w jego relacji z przewodnikiem. Równowaga ta to z jednej strony uczucie, czas poświęcony czworonogowi, zaspokajanie jego naturalnych potrzeb ruchu, pracy, towarzystwa, ale z drugiej strony ograniczenia i zakazy, które (czytelnie przekazane) budują psie poczucie bezpieczeństwa.
Maja Dobrzyńska
PS. Więcej odnośnie czytelności komunikatów, jaką możemy zapewnić psu przed wyjściem z domu, w tym artykule:
http://dogup.pl/koniec-i-kropka/