Kiedy przywiozłam do domu pierwszego psa użytkowego (malinois Falco) nie wiedziałam, że w ciągu najbliższych 6 lat przyjdzie mi zajmować się kolejną piątką maluchów tej samej rasy. Kiedy to piszę jest ze mną mój drugi własny maliniak, wcześniej – psy znajomych. Kiedy wychowuję obecnie małego Araka, zdaję sobie sprawę, jak zmieniło się moje podejście do posiadania użytka do sportu i do pracy z takim szczeniakiem – codziennej i sportowej.
Zanim kupiłam Falka, doświadczyłam niełatwej pracy z moim kundelkiem, który nierówną motywacją i brakiem zrównoważenia nie raz odbierał mi chęci do treningu. Nie mogłam się już doczekać, kiedy nareszcie będę mogła trenować z prawdziwym psem UŻYTKOWYM, z maliniakiem, stworzonym do pracy z człowiekiem. Kupię malinę i wszystko się zmieni! Wyobrażałam sobie gładkie, piękne treningi sportowe, gdzie wszystko prawie robi się samo, bo to przecież UŻYTEK, MALINIAK! Pies przez naturę (hodowlę?) obdarzony wysokimi popędami, które wystarczy tylko odpowiednio nakierować i wykorzystać. Garść karmy w kieszeń, piłka w drugą, szczeniak pod pachę i heja! Place treningowe nasze!
Dziś widzę, jak zabawnie naiwne było moje nastawienie.
Kiedy kupisz szczeniaka do pracy (maliniaka, onka, bordera, cattla… tu wstaw swoją wymarzoną użytkową rasę), wasza sportowa i codzienna przygoda być może okaże się prostą drogą bez wybojów. Tego Ci życzę. Życzę szczeniaka pewnego siebie, bez żadnych lęków wchodzącego w nowe sytuacje, z wielkim popędem do jedzenia, bawiącego się na całego zabawką w każdym nowym miejscu. Zawsze wybierającego pracę, również wśród od rozproszeń. Z pasją goniącego piłki, szarpiącego się gryzakami (najlepiej pełnym chwytem). Takie szczeniaki na pewno są. Sama znam takie „cudowne dzieci”.
Ale to wcale nie jest oczywiste. Wasza wspólna droga do sportowego sukcesu prawdopodobnie okaże się mniej lub bardziej wyboista i kręta. Nie tylko dlatego, że sam sport po prostu jest trudny. Także dlatego, że szczeniak (nawet użytka) to wciąż dopiero taki plan na psa, projekt, szkic. Każdy, nawet ten z najlepszym pochodzeniem i po najbardziej wybitnych rodzicach, jest bardziej szczeniaczkiem, niż maliniakiem czy borderem. Jest po prostu psim dzieckiem o mało jeszcze rozwiniętym móżdżku. Na co warto być więc gotowym, by uniknąć rozczarowań?
Twój mały użytek może nie rzucać się ma karmę z taką zachłannością, jak byś sobie tego życzył. Motywacja w pracy na jedzenie to nie jest coś dane „od Bozi” każdemu psu. Idealna sytuacja, gdy samo pokazanie szczeniakowi smakołyka powoduje jego pełne zaangażowanie do pracy sportowej na pewno się zdarza, ale wcale nie jest standardem. Popęd pokarmowy w dużej mierze jest oczywiście warunkowany genetycznie (wśród użytków są i niejadki, i psy pożerające cokolwiek w każdej ilości), ale nad motywacją w pracy na jedzenie zwyczajnie trzeba PRACOWAĆ. Ona rozwija się z czasem. Jedzeniem też trzeba się bawić. Włożyć w karmienie emocje. Poczekać, aż sama radość z wykonywania zadań zwiększy jeszcze radość z nagrody. Może trzeba podczas treningu zaproponować maluchowi coś bardziej atrakcyjnego, niż karma? Praca na mięso czy parówki to naprawdę nie jest dla użytka plama na honorze… Oczywiście nie przekarmianie szczeniaka i karmienie głównie z ręki to standard i nawet o tym nie wspominam. Warto pamiętać, że aklimatyzacja w nowym domu to dla malucha trudny czas i przez pierwszy tydzień często apetyt szczenięcia spada. Potem rośnie wraz zadomowieniem się w nowym otoczeniu. Nie rwijmy więc włosów z głowy, jeśli w dzień po przyjeździe z hodowli maluch ma długie zęby na jedzenie.
Kolejna rzecz to zabawa zabawką. Jaka byłam przerażona, że mały Falko nie bawi się tak, jak maliniaki z filmików na yt (te wiszące na szmacie jak winogronka)! Od początku chętnie aportował (wszystko, co miał w pysku), ale za diabła nie chciał się przeciągać. Popuszczał, rezygnował, starał się łapać za sznurek… Byłam załamana! Myślałam, że nie zrobi nigdy dobrej obrony! Dziś wydaje mi się to bardzo zabawne. Popęd łupu rozwija się naprawdę długo. U różnych szczeniąt w różnym tempie. Maluch nie musi (choć oczywiście może) prezentować pełnego i żelaznego chwytu na zabawce. Nie musi gonić gryzaka jak oszalały. Nie musi pokazywać wytrwałości w zabawie, szalejąc ze szmatką podczas pierwszych wycieczek do miasta. Na pełnię popędu często trzeba poczekać. Zwykle kilka miesięcy, nawet do 7-8 miesiąca. Dla Falka kluczowy był zdaje się 5 miesiąc. Okazało się, że jako szczeniak otworzył się na zabawę nie przez tradycyjne przeciąganie, tylko wspólne noszenie gryzaka. Potem poszło. Pojawiła się pasja, rywalizacja (wręcz za wiele), bardzo mocny i pełny chwyt. Potrzebował dojrzeć, to wszystko. Dlatego teraz mam luźne podejście do zabawy ze szczeniakiem. Jeśli mocno i wytrwale goni – to super. Jeśli trzyma mocno i się szarpie od pierwszego dnia – też super. Ale jeśli nie… czekam. Tydzień, dwa, trzy. Miesiąc, dwa miesiące. Nie naciskam. Nie frustruję się. Obniżam oczekiwania. Pasja do pogoni, szarpania i chwyt godne użytka zawsze się w końcu pojawiały (u szczeniąt, z którymi pracowałam). Dlatego warto poczekać z treningami obrony, nie ciągnąc na plac 9-cio tygodniowego szczenięcia.
Kolejna rzecz to umiejętność koncentracji na pracy. Kiedy podekscytowana rozpoczęłam z małym Falkiem treningi posłuszeństwa i śladu, bardzo przejmowałam się rozpraszaniem się malucha podczas treningu. Dziś to dla mnie absurdalne oczekiwanie, by szczenię przed 4 miesiącem życia potrafiło nieprzerwanie skupiać się na pracy i przewodniku, do tego w obcym miejscu. Takie szczenięta się zdarzają, jasne. Dla Aiaxa Patryka nie istniały podobno nigdy żadne rozproszenia. Pracował i bawił się wszędzie i zawsze, od samego początku. Taki pies. Ale są też inne psy. I wcale nie oznacza to, że w przyszłości będą pracować gorzej. Młody mózg szczeniaka może nie mieć jeszcze zdolności długotrwałej koncentracji na jednym zadaniu. To treningów stricte sportowych (również śladu) przystępuję na dworze dopiero wtedy, gdy młodziak czuje się swobodnie w nowym otoczeniu. Pracuję nad tym i obserwuję to podczas spacerów. W tej chwili nie oddzielam szczeniaczkowi spaceru od „trybu pracy” – to przyjdzie później. Elementy pracy sportowej (bardzo proste, jak kilka kroków przy nodze, leżenie czy siad) wprowadzam w spacer. Nie wymaga to od malucha długotrwałej koncentracji, bo dla wielu psów jest to za trudne (młody mózg), szczególnie, gdy emocje podczas sportowej pracy są wyższe, niż w innych sytuacjach. Małego szczeniaka nie wprowadzam zresztą w specjalnie duże pobudzenie, bo niedojrzały układ nerwowy rożnie sobie z tym może radzić. U „moich” szczeniąt akurat tego nie obserwowałam, ale widuję szczenięta „zamykające” się niejako na pracę, jeśli przewodnik próbuje z treningu zrobić super frajdę (dużo ruchu, głośnych entuzjastycznych pochwał, intensywnych zachęt). Piesek zdaje się mówić: „Hola… To dla mnie za dużo. Przytłacza mnie to.”
Mały maliniak czy onek użytkowy może (naprawdę ma do tego prawo!) podchodzić do nowych rzeczy niepewnie, a nawet się wystraszyć. Szczególnie belgi – przez większą reaktywność i wrażliwość – z czasem uczą się w pełni ignorować otoczenie. 10 tygodniowy maliniak jeżący się i opuszczający ogon w reakcji na niespodziewany bodziec to nie powód do lamentu, że kupiliśmy lękliwego psa. Takie reakcje to coś normalnego również później, w okresie dojrzewania (7-8 miesiąc). U psa z dobrym pochodzeniem zwykle po prostu znikają, nawet bez szczególnej pracy nad budowaniem pewności siebie.
Pamiętaj – szczeniak to przede wszystkim na razie tylko szczeniak. Dopiero potem pies użytkowy do sportu.
Maja Dobrzyńska