Swoboda, ach, swoboda…

Zaskakujące, jak ogromny opór wywołuje w wielu właścicielach psów myśl o ograniczeniu SWOBODY zwierzęcia. Najprostszy przykład – psia klatka. Kiedy tłumaczę zasady jej użycia niemal słyszę, jak tętno opiekuna przyspiesza, aż w końcu – obawa zostaje wyartykułowana: “Ale przecież… on nie będzie mógł wyjść wtedy, kiedy będzie miał ochotę!”

Kolejna rzecz – smycz. Większość opiekunów ma duże oczy, gdy wspominam o klatce, ale stają się wielkie jak pięciozłotówki, kiedy wspominam o użyciu smycz w domu (głównie przy wychowaniu szczeniąt aktywnych ras). “Ale… to nie będzie mógł swobodnie przemieszczać się po całym domu?!”

Na propozycję zapięcia nieułożonego jeszcze psa na smycz na spacerze również wiele osób reaguje oporem: “ Przecież MUSI się wybiegać, spacer jest dla niego i nie chcę odbierać mu swobody!” Nawet, gdy swoboda ta manifestuje się pogonią za sarnami.

Ograniczenia na spacerze – na przykład prosta rzecz: pies nie może podchodzić witać się do każdego psa, którego zobaczy. “Ale on chce!!! Nie chcę go ograniczać”…

Wspominam o tym dlatego, że dla tych samych osób rzeczą całkowicie normalną jest fakt, że ich dziecko siedzi na lekcji w szkole kilka razy po 45 minut i nie może wyjść do domu, kiedy mu się zachce. Wybaczcie porównanie prowadzenia psa do wychowania dzieci, ale narzuca się tu ono w naturalny sposób. Te same osoby nie pozwolą dziecku zaczepiać przypadkowych przechodniów na ulicy, prowadząc malucha za rękę (czasem w dość obcesowy sposób). Ci sami właściciele, którym słabo na myśl o klatce, bez zastanowienia przyjmują fakt, że przed końcem pracy raczej nie wyjdą z firmowego boksu…

Nie jestem w stanie zrozumieć, czemu w przypadku psów narzucanie im granic przechodzi ludziom z tak wielkim trudem! 😀 Ot, zagadka… 😉

Maja Dobrzyńska