Spacer – w pogoni za rozumem

Oto kilka porad spacerowych dla właścicieli psów:

1. Spacer jest dla psa, to czas dla niego! Swobodna eksploracja środowiska to najlepsza rzecz, jaką możesz mu zaoferować.

2. Podążaj za psem, nie narzucając mu kierunku marszu ani jego tempa. Zobacz, co możecie razem odkryć! To wzmacnia samodzielność psa i uczy go podejmowania decyzji. Używaj możliwie długiej smyczy, by nie ograniczała swobody psa podczas eksploracji.

3. Pozwól psu węszyć do woli – badanie zapachów w trawie to świetne zajęcie. Uspokaja, zaspokaja naturalne potrzeby pracy nosem, uczy komunikacji, poprawia pewność siebie. Nie przerywaj psu węszenia, poczekaj, aż skończy.

4. Unikaj nauki skupienia psa na Tobie z pomocą nagród – pies, który jest zafiksowany na Twojej osobie przeżywa stres, ponieważ nie może podczas wykonywania zadań kontrolować i obserwować środowiska. Możesz ewentualnie rozsypać smakołyki w trawie i pozwolić psu ich szukać, jeśli ma na to ochotę.

5. Zapewnij psu dużo kontaktów z pobratymcami. To główna potrzeba każdego psa.

6. Zapomnij o określeniach „posłuszny”, „niegrzeczny”, „polecenie”, „komenda”. To niepartnerskie podejście. Nie narzucaj psu swojej woli – pozwól mu wyrażać siebie. Możesz najwyżej coś psu zaproponować, ale respektuj jego odmowę.

7. Unikaj zabawy w aportowanie zabawek, w przeciąganie – to niepotrzebnie pobudza psa i podnosi poziom stresu. Może to też doprowadzić do fiksacji psa na Tobie, nie pozwalając mu na swobodną eksplorację środowiska.

Koniec cytatu.

To oryginalne porady – czy wręcz wskazania – dla opiekunów psów, które łatwo znaleźć na stronach różnych psich szkół, behawiorystów. Zanim się do nich odniosę – uff, muszę, bo się uduszę – chwilka refleksji, czemu ten trend „swobody i eksploracji” znajduje szerokie grono zachwyconych odbiorców. Dlaczego właściciele psów czy „trenerzy” chcą w to wierzyć? Dlaczego chcą stosować się do powyższych zaleceń, a nie do innych?

Cóż – jest to po prostu wygodne.

Wygodnie jest usprawiedliwiać jakąś pseudonaukową ideą fakt, że nasz pies ma nas na spacerach całkowicie w zadku i ciąga nas na szelkach (koniecznie!) po krzakach, od płotka do drzewa, od pobratymca do pobratymca.

Wygodnie jest nie musieć praktycznie nic z psem robić – nie spoci się człowiek, nie pobrudzi, nie zasapie, parówkami nie zatłuści, w najlepszym przypadku nie będzie musiał odrywać nawet wzroku od ekranu smartfona (rada odnośnie poświęcania uwagi mowie psa w większości zostanie zignorowana). A wszystko to w imię psiej samodzielności (po co psu ta samodzielność to inna sprawa…)!

Wygodnie jest wierzyć, że pies nie musi – ba, nie powinien! – reagować na nasze komendy (tfu, co za wstrętne wojskowe słowo!), bo przecież jest naszym partnerem i musimy szanować jego niezależność.

Kiedy zachowa się tak, że nie do końca jest nam z tym wygodnie – np. pociągnie mocniej w stronę pobratymca – dyskomfort osłodzi nam wiara, że pozwalamy mu wyrażać siebie!

Piękne, prawda?

Myślę sobie, że twórcy podobnych zaleceń musieli mieć ogromne szczęście trafiając na psy wyłącznie niewielkie, niezbyt silne, o niskim lub umiarkowanych poziomie energii, średnio zorientowane na współpracę z człowiekiem, o niewybujałych popędach, pozbawione zapędów do zachowań agresywnych. I taka jest faktycznie spora część psów znajdujących się w posiadaniu zwykłych zjadaczy chleba, sięgających po powyższe porady. W ich przypadku zastosowanie się do tych zaleceń nie będzie miało jakichś spektakularnych skutków. Ot, pies po prostu będzie miał w poważaniu przewodnika (?!), ciągnąc na smyczy mocniej lub słabiej (w zależności od temperamentu), chyba, że swoboda „wejdzie” jeszcze mocniej i przewodnik postanowi zrezygnować ze smyczy. Wtedy pies ucieknie lub wpadnie pod auto. No ale samodzielność swoje kosztuje. Idea to idea.

Ale to wyjątki… Zazwyczaj obędzie się bez wypadków, bo pies – co prawda unikając fiksacji na przewodniku, jedzeniu czy zabawce – do reszty zafiksuje się na wąchaniu – za przeproszeniem – sików w trawie. Z jakąkolwiek pracą nie ma to nic wspólnego, z nauką – też nie bardzo – można to najwyżej przyrównać do rozrywki na poziomie oglądania najprymitywniejszego serialu typu Twoje Sprawy. Być może kogoś rozczaruję, ale swobodne węszenie przydomowych trawników naprawdę niczego psa nie uczy (poza ignorowaniem przewodnika), nie rozwija pozytywnych cech jego osobowości i nie uczy komunikacji z psami (swoją drogą – co z komunikacją z właścicielem?). Wąchanie sików jest tylko wąchaniem sików. Twój pies nie rozwija się węchowo – po prostu wącha siki!

Kiedy pies nie wykona poleceń (tfu, nie przystanie na propozycję), to oczywiście w większości przypadków też nic wielkiego się nie stanie – pies nie wrócił na wołanie, nie usiadł… wielkie mi rzeczy. Ma po prostu swoją osobowość, charakter, nie jest wszak bezwolnym robotem – można być wręcz dumnym z tego, że nie wrócił! Umie sam podjąć decyzję! Hura! Toż to sukces! Miło w to wierzyć, prawda?

Jeśli chodzi o to, co ciekawego możesz odkryć razem z psem (oryginał z pewnej strony o behawiorze) podążając w wybrane przez niego miejsce, to nie spodziewałabym się, że będzie to coś bardziej zajmującego niż kupa w krzakach lub zadek innego psa. Ewentualnie – zadek przechodnia.

Natomiast zastanawia mnie, co z opiekunami psów, hm… odstających charakterem i fizycznymi możliwościami od leciwego cavaliera czy zrównoważonego labradora z ciężką nadwagą? Nie, wcale niekoniecznie chodzi mi o owczarki belgijskie, border collie czy inne skrajnie temperamentne psy – choć tu wyobraźnia wręcz ponosi. Niech będą to po prostu młode, aktywne, ruchliwe, silne psy żyjące ze swymi właścicielami w miastach… Czemu wspominam o miastach? Bo bieganie za psem po polach i lasach i czekanie, aż skończy węszyć, jest nawet zdrowe. Sporo ruchu i czasu spędzonego na świeżym powietrzu – trucht (może nawet sprint) ścieżkami dzikich zwierząt lub trasą wędrówek wiejskiej suczki w cieczce. Ma to nawet swoje uroki. Jeżeli jeszcze okrasimy to wiernością ideologii…

No ale w mieście… może nie być już różowo. Niestety środowisko, które swobodnie eksplorować ma nasz pies, oferuje różne pułapki. Środowisko w mieście to nie tylko trawa i drzewa. To śmieci i psie (lub nawet ludzkie) odchody, które nasz samodzielny pupilek zje lub wytarza się w nich. Samochody i inne pojazdy, które również prowokują do uruchomienia psiej samodzielności – można na przykład podjąć decyzję o pogoni za nimi. Podobną decyzję niezależny pies może podjąć w obliczu spotkania biegnącej osoby, bawiącego się małego dziecka. Niewygodne decyzje niejeden pies postanowi podjąć podczas spotkania z pobratymcem – może być to decyzja o przetrzepaniu mu skóry, która z czasem rozszerzy się na wszystkich pobratymców widocznych na horyzoncie.

Nie wiem, jakie są zalecenia w takich przypadkach – wciąż podążać za psem w wybranym przez niego kierunku i w narzucanym przez niego tempie? Chyba nie, no ale czyż nie będzie to sprzeczne z ideologią sławiącą psią samodzielność i swobodną eksplorację otoczenia? Czy nie ograniczymy psu prawa wyboru, czy nie spowodujemy jego frustracji? Co z bezpieczeństwem psa i komfortem innych, co z komfortem przewodnika, który nagle zaczyna się obawiać tego, jaką decyzję podejmie jego reaktywny przykładowo pies lub zwyczajnie nie ma siły przemieszczać się w tempie wybranym przez rocznego wyżła…?

Okazuje się, że w praktyce ideologia swobody, wolności i eksploracji wcale nie musi wyglądać tak pięknie. Ale zdradzę Wam tajemnicę – pies szkolony, wychowywany, uczony skupienia na przewodniku, uczony komend i ograniczeń… też może czuć się swobodny! Też może eksplorować otoczenie! Powiem więcej – w praktyce może otrzymać o wiele więcej „wolności”, niż pies przewodnika obdarzającego go swobodą opacznie rozumianą. Tak, taki pies docelowo też ma wolność wyboru. Tylko że poprzez pracę przewodnika dokonuje innych wyborów – nie wybiera węszenia, tylko kontakt ze swoim człowiekiem. Nie wybiera zabawy z pobratymcami, bo woli bawić się z przewodnikiem. Nie ma potrzeby decydować o trasie i tempie spaceru, bo naturalne jest dla niego podążanie za właścicielem, którego kocha. Chętnie wykonuje polecenia (tak, POLECENIA – pies ma być nam posłuszny, ponieważ jesteśmy odpowiedzialni za jego zachowanie), bo współpraca i podporządkowanie jest czymś leżącym w NATURZE psów. A do tego – nie jest skazany na nudę. Uwierzcie, że węszenie po trawnikach nie zaspokaja potrzeby pracy co najmniej połowy naszych czworonożnych towarzyszy. Żeby nie było nieporozumień – tak, każdy pies potrzebuje też czasu „dla siebie”, czasu na obserwację otoczenia i badanie go nosem. Ale błagam… nie róbmy z tego fetyszu, nadrzędnego celu, ideologii opartej na wyssanych z palca przesłankach, bo zwyczajnie oszukujemy innych… lub siebie.

Maja Dobrzyńska