Odłożenie, warowanie z odwracaniem uwagi, waruj – zostań. Proste technicznie ćwiczenie, w którym pies musi kilka minut leżeć w „formalnej” pozycji sfinksa (lub z głową między łapami), ignorując otoczenie, aż przewodnik powróci do niego po kilku minutach przebywania poza zasięgiem wzroku psa (w prostszych wariantach pies człowieka widzi).
Te kilka minut może dłużyć się jak koszmarny sen, kiedy przewodnik ukryty w namiocie (lub odwrócony tyłem) i zlany potem liczy minuty, obserwując przewodnika do pary, który zdaje się poruszać wyjątkowo ślamazarnie, wręcz jak na zwolnionym filmie (w IGP na placu jest para przewodników z psami – jedna para ćwiczy, podczas gdy druga wykonuje odłożenie).
Można jednak spędzić też te kilka minut na krótkim odpoczynku lub mobilizacji sił przed drugą częścią występu, nie zawracając sobie głowy tym, czy pies wstanie, usiądzie, przewróci na bok zad, zacznie węszyć, tarzać się, czołgać, robić siku, piszczeć, szczekać, biec w naszą stronę lub – co gorsza – w stronę ćwiczącego psa lub rzuconego aportu.
Na to, jak spędzimy te kilka minut, mamy wpływ już od pierwszych tygodni treningów z młodym psem.
Nauka zostawania w rozproszeniach zaczyna się w momencie, gdy przez naprowadzanie uczę szczeniaka przyjmowania pozycji leżącej. Robię to dopiero i tylko wtedy, gdy jego rozwój fizyczny pozwala mu na ułożenie ciała w stabilnej pozycji. Zależy to zarówno od rasy, jak i osobnika, na ile szybko małe ciałko się zwiąże, by łapki się nie rozjeżdżały, grzbiet nie wyginał, dupka nie przechylała. Jeśli przy próbie zawarowania widzę, że ciało młodziaka nie jest na to gotowe, po prostu nie ćwiczę tego przez jakiś czas, próbując ponownie po kilku dniach (rozwój szczeniaka jest niezwykle szybki). Jeśli próbowałabym mimo trudności, prawdopodobnie nauczyłabym młodego psa niewłaściwej techniki, frustrując przy okazji jego i siebie. To niepotrzebne. Wystarczy dać psiemu dziecku czas.
Technika przyjmowania pozycji leżącej i samego leżenia nie powinna być przypadkowa. Żeby zachować stabilność warowania na zawodach, pies powinien wiedzieć, co dokładnie oznacza komenda „waruj”. Podczas pierwszych powtórzeń ze szczeniakiem nie skupiam się co prawda na technice i tempie PRZYJMOWANIA pozycji (na to jest czas), tylko raczej na wygodnym i stabilnym ułożeniu ciała psa po położeniu. Czyli – zanim szczeniak nauczy się właściwie KŁAŚĆ, powinien nauczyć się LEŻEĆ. Czyli w jakikolwiek sposób przez opuszczenie dłoni z jedzeniem skłaniam psa do położenia się. Czy z siadu, czy ze stania – to zależy od psa. UWAGA! Nigdy nie ćwiczę ze szczeniakiem na śliskim, niestabilnym, nieprzyjemnym lub nierównym podłożu. Panele odpadają – warto zakupić maty lub kawałek wykładziny (pierwsze próby zawsze odbywają się w domu).
Przy pierwszych powtórzeniach nie daję komendy. Nie chcę ryzykować, że pies usłyszy ją, nie wiedząc jeszcze, co ma robić. Dbam o to, by szczeniak położył się w wygodnej pozycji – kręgosłup nie powinien być skręcony, łapy powinny dawać psu wygodne i stabilne oparcie. Pięty i łokcie muszą przylegać do podłoża. To, czy potrafimy ułożyć psa we właściwy sposób, zależy zwykle od umiejętności technicznych pracy jedzeniem.
Pierwsze leżenie szczeniaka trwa dosłownie kilka sekund. Gdy tylko przyjmie właściwą pozycję, jest chwalony, a dostęp do jedzenia w dłoni się otwiera. I już od pierwszego powtórzenia jest to moment na komunikat ważniejszy niż późniejsza komenda do warowania – hasło zwolnienia z ćwiczenia. Tak, psy, z którymi pracuję, słyszą hasło do leżenia znacznie później – najpierw poznają hasło OK. Dlaczego? Dlatego, że 10-tygodniowy szczeniak nie jest w stanie pozostać dłużej w warowaniu. Nie rozumie ćwiczenia, nie zna jeszcze jego sensu. Wstanie najpewniej w momencie, gdy zje jedzenie z ręki. A ja chcę, by wstał na moje pozwolenie. To są pierwsze skojarzenia młodego psa, które skutkują tym, że starszy pies nie wyłamuje potem zostawania. Serio. To zaczyna się już wtedy. Toteż zanim szczeniak sam się podniesie, muszę zmieścić przed tym zachowaniem hasło zwalniające. Pies oczywiście nie zna jego znaczenia – uczę go tego przez podłożenie zawsze tego samego dźwięku pod czynność, którą wykona tak czy siak. Czyli – tuż przed tym zanim wstanie – hasło OK. Jeśli pracujemy ze szczeniakiem flegmatycznym, czasem po haśle zwalniającym musimy go zachęcić do wstania. Zwykle wystarcza odejść od psa z zachętą do podejścia.
Komendę do położenia się zaczynam wprowadzać wtedy, gdy jestem pewna, jak naprowadzić szczeniaka i uzyskuję powtarzalne zachowanie. Z komendą nie czekam też zbyt długo, gdyż dość szybko jej dźwięk ułatwia szczeniakowi zrozumienie, co w danej chwili ma zrobić i pomaga to przy wycofywaniu pomocy przez naprowadzenie.
Mimo, że moje starsze psy rozróżniają dwa rodzaje leżenia (cywilne i placowe), nie ćwiczę ze szczeniakiem leżenia „bylejakiego”, cywilnego, gdzie pozycja ciała jest obojętna. To dla mnie za duże ryzyko powstania niewłaściwych skojarzeń i nawyków technicznych. Na cywilne leżenie czekam mniej więcej do pół roku.
Odnośnie hasła zwalniającego – nie wyobrażam sobie ćwiczenia odłożenia bez niego. Pies musi wiedzieć, jak długo ma leżeć, by nie wyłamywać. Ma mieć w głowie pewność, że człowiek daje jasne dla niego i zawsze to samo hasło do wstania. Oczywiście, że na zawodach nie ma żadnego OK, bo pies musi przyjąć pozycję zasadniczą, ale przecież podczas treningów taką sytuację ćwiczymy dość rzadko i dopiero z zaawansowanym psem.
Sygnałem do wstania nie może być pochwała, bo nie będziemy mogli głosem utwierdzać psa, że dobrze robi, leżąc. Nie może być nim również podanie smakołyka, bo nie będziemy mogli nagradzać psa podczas pozostawania w pozycji. Nie może być nim również samo rzucenie piłki, bo ryzykujemy zrywanie do poruszających się przedmiotów. Niezbyt wygodne, gdy zwolnienie to sygnał dotykowy (poklepanie), bo czasem (dla utrzymania uwagi psa) potrzebujemy zwolnić do nagrody psa stojąc dalej od niego.
Wracając do szczeniaka – czas na przedłużenie leżenia. Czas wydłużamy bardzo powoli, dosłownie o sekundy. Oczywiście nie liniowo – przez całe swoje życie pies ćwicząc, pozostaje w leżeniu różny czas. Gdy pojawi się schemat, pies albo zacznie wstawać po np. 10 sekundach albo (potem, gdy czas się wydłuża), straci koncentrację i zacznie np. przekładać zad na bok. Utwierdzam szczeniaka w leżeniu nagradzając go kilkoma smakołykami z jednej ręki, szybkim ruchem zabierając i podając z powrotem dłoń z jedzeniem do mordki. Przerwy w smakołykach to na początku mniej niż sekunda. Nie wstaję (pierwsze warowania to przewodnik kucający, klęczący lub siedzący na ziemi), nie grzebię w kieszeniach (w dłoni mam przygotowanie kilka smakołyków), nie przemieszczam się. Rusza się tylko moja ręka. Trudno to dokładnie opisać – obiecuję film z pierwszym szczeniakiem, który trafi w moje ręce. Kiedy podałam ostatni smakołyk mówię OK i zachęcam szczeniaka do wstania. I gotowe. Szczeniak wie, że opłaca się LEŻEĆ, nie tylko POŁOŻYĆ.
Kiedy to dla psa jasne, dokładam do ćwiczenia technikę przyjmowania pozycji. Pies do odłożenia musi przyjąć pozycję leżącą z siadu, więc muszę zdecydować się, czy ma robić to na nieruchomy przód, czy tył. W IGP nie ma za to punktów – chodzi tylko o czystą głowę psa: o wiedzę, jak dokładnie ma wykonać ćwiczenie. Na tym etapie szczeniak jest już trochę starszy, ale wciąż niekoniecznie wymagam szybkiego zawarowania. Kiedy pies ma warować przodem, jest to łatwiejsze i wtedy zwykle od razu uczę „pacania”. Kiedy ma jednak wyrzucać zad w tył, najpierw muszę popracować nad jego świadomością – uczę np. cofania – i kiedy pies umie wykonać ten ruch, dokładam prędkość. Prędkość wykonywania ćwiczenia (nie tylko warowania) wynika najczęściej i tak z ogólnej motywacji i tego, czy pies dobrze rozumie, co ma zrobić. Jasna dla psa technika i wysoka motywacja – to często wystarcza do prędkości. Jeśli nie wystarcza, to i tak jest warunkiem koniecznym.
Teraz pora na dalsze przedłużanie czasu zastawania. Przerwy między kolejnymi smakołykami są coraz dłuższe, a ja uczę szczeniaka, że mogę wstać i NIE jest to sygnał do wstania za mną. Jeśli hasło zwalniające jest wprowadzone właściwie, pies nie ma z tym problemu. Już teraz wie, że dopiero OK oznacza wstanie. Nie potrzebujemy żadnej dodatkowej komendy, np. „zostań”. OK to rozwiązuje.
Czas między smakołykami i ogólny czas leżenia należy zwiększać z dużym wyczuciem i stopniowo. Jeśli przesadzimy, szczeniak zacznie zmieniać pozycję, niecierpliwić się, frustrować, kręcić, może też wstać (mimo, że zna hasło zwolnienia). Ważne, by ćwiczyć tylko z psem, który znajduje się w odpowiednim stanie emocjonalnym. Duże pobudzenie nie służy odłożeniu. Pies powinien być skupiony i spokojny, nie przesadnie nakręcony na pracę. Często warto zaczynać z psem fizycznie i psychicznie zmęczonym (np. spacerem). My w tym treningu powinniśmy być spokojni, mniej entuzjastyczni, niż np. podczas chodzenia przy nodze. Bardzo często problemy z odłożeniem na zawodach wynikają z niewłaściwych skojarzeń emocjonalnych psa – pies zbyt pobudzony będzie częściej dźwigał łokcie, czołgał się, wokalizował, zrywał słysząc strzał (ten dźwięk pobudza dodatkowo). Jeśli zaczniemy ćwiczenia ze szczeniakiem umiarkowanie pobudzonym, od początku kojarzymy mu odłożenie z odpowiednim stanem psychicznym (dlatego też rozpoczynanie odłożenia od pracy na zabawkę nie jest najlepszym pomysłem). Niewskazane jest też trenowanie z psem zbyt rozluźnionym, znudzonym, mało zmotywowanym – to główny powód przekładania się psa na bok. Do stanu psychicznego psa wrócę jeszcze przy okazji omawiania ignorowania rozproszeń.
Pora na dalsze zwiększanie czasu leżenia i odległości przewodnika od psa. Ponieważ ruch człowieka to pierwsze duże utrudnienie po jego wstaniu z podłoża, wprowadzamy go powoli. Po kroczku. Czas leżenia i odległość przewodnika przedłużajmy niezależnie. Jeśli wymagamy od szczeniaka nieco dłuższego leżenia, nie zwiększajmy dystansu (i odwrotnie). Od psa starajmy się odchodzić w linii prostej, nie do boku (u początkującego psa spowoduje to niestabilną pozycję ciała). Pies czołga się, zmienia pozycję, wstaje? Widać za szybko zwiększamy czas lub odległość – zanim pies zrozumiał, czego od niego oczekujemy. Możliwe też, że przeszkadza mu nasza nieczytelna mowa ciała. A może nie rozumie hasła zwolnienia? Przyczyna bywa też jeszcze inna, wykraczająca poza trening sportowy, ale do tego wrócę.
Na tym etapie zawsze wracamy do psa z nagrodą i z hasłem zwalniającym. Z psem bardziej zaawansowanym możemy stosować zwolnienie do przewodnika oddalonego. Powoduje to utrzymanie skupienia przez cały czas ćwiczenia. Nie zwiększa to ryzyka wyłamania warowania podczas odejścia lub powrotu przewodnika – wystarczy podczas treningów przy dawaniu hasła zwolnienia zmienić pozycję ciała: odwrócić się wyraźnie bokiem lub kucnąć. Taka sytuacja nie ma miejsca na zawodach, więc pies nie będzie miał wątpliwości.
Nie jest wskazane, by wylewnie cieszyć się do psa po wykonaniu ćwiczenia i po zwolnieniu go. Wcale niekoniecznie dzika zabawa piłką i nasze entuzjastyczne „SUPERRR!!!” posłużą emocjom psa podczas odłożenia. Bądźmy serdeczni i pełni aprobaty, ale nie pobudzajmy psa nadmiernie. Moment powrotu przewodnika i zwolnienia nie powinien być czymś specjalnie ekscytującym i wyczekiwanym przez psa.
I tak powoli, w ciągu miesięcy, uczymy psa leżenia kilkuminutowego i przy daleko stojącym przewodniku.
Ukrywanie się poza zasięg wzroku psa to jeszcze kolejny etap, który możemy wprowadzić dopiero później. Początkowo jest to tylko zbliżenie się do kryjówki, potem przejście za nią, następnie kilka sekund w ukryciu itd. Warto, by pies znał taką sytuację z życia codziennego – również w domu można uczyć psa, że zniknięcie przewodnika to nic wielkiego.
Co z nauką ignorowaniem rozproszeń? Tu wchodzimy w obręb mało popularnego, dla mnie zaś oczywistego zagadnienia, mianowicie wpływu codziennego prowadzenia psa na trening sportowy. To, czy pies podczas odłożenia na placu będzie reagował nadmiernie na otoczenie, jest mocno związane z tym, jak reaguje na środowisko na spacerach. Szczeniak właściwie socjalizowany, uczony na co dzień skupienia na przewodniku i nieekscytowania się otoczeniem, wyrośnie na psa, który z mniejszym prawdopodobieństwem wyłamie lub straci stabilność podczas formalnego odłożenia. Nauka ignorowania rozproszeń to praca codzienna, nie ograniczona do placu szkoleniowego. Jeśli dla psa inne zwierzęta nie są niczym specjalnie interesującym, to nie będzie miał powodu, by kręcić głową za psem do pary. Tym bardziej zrywać do niego.
Oczywiście ogromnie ważne jest dawkowanie rozproszeń (również w życiu codziennym). Nie ćwiczę ze szczeniakiem warowania na dworze tak długo, aż opanuje je w domu. Nigdy nie ćwiczę (żadnych elementów sportowych), gdy dane środowisko budzi niepewność szczeniaka lub zbyt go podnieca. Stawianie przed psem zadań, którym nie jest w stanie sprostać jego głowa, jest nie fair. Psu zaawansowanemu mogę zafundować w treningu rozproszenia większe, niż na zawodach (choćby rzucanie aportem w bardzo bliskim dystansie lub ludzie oddaleni od niego o pół metra) i w razie potrzeby zastosuję presję i korektę, by wygasić nadmierne zainteresowanie i przekazać psu, że niestety, ale MUSI leżeć. Nawet, gdy w danej chwili wolałby robić coś innego (np. gonić koziołek do aportowania). Ogromnym jednak błędem (niestety spotykanym) jest korygowanie psa, który nie rozumie naszych oczekiwań. Zdarzało mi się widzieć zastosowanie obroży elektrycznej (bo wyłamywał) u psa, który nie znał hasła zwalniającego. Bez komentarza…
Zanim pojedziemy na zawody, pies w treningu powinien mieć opanowane warowanie w warunkach TRUDNIEJSZYCH, niż zawody – we wszystkich szczegółach. Zawody nie są miejscem i czasem, by „sprawdzać” psa (chyba, że treningowe). Nie mamy na nich możliwości zareagować, gdy pojawią się problemy. A one lubią się utrwalić w określonym kontekście. Problemy z niestabilnym „waruj” pojawiają się często u psów, które startowały już kilkukrotnie i są w stanie rozróżnić zawody od treningu. Wiedzą, że w danej sytuacji przewodnik nie ma kontroli nad tym, co robią. Skoro raz przeszło bez echa węszenie (warto ćwiczyć leżenie w miejscu, gdzie wcześniej warowały obce psy), to następnym razem można spróbować czołgania…
Wyłamywanie, tarzanie, czołganie… Tych elementów nie musimy się obawiać, jeśli w codziennym życiu dbamy o czytelną komunikację z psem i wymagamy od niego posłuszeństwa. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć sytuacje, kiedy mój pies – rozpoczął szósty rok życia – wyłamał pozycję w CYWILNYM „połóż się” czy „usiądź”. Po prostu nie wstaje bez OK. W domu, na spacerze, na placu. Nie czołga się, nie obraca za mną, nie tarza. Już widzę zgorszenie co niektórych – a fe, co za wojskowy dryl, co za presja, życie pod linijkę. Przecież wiecznie musi być korygowany! Nieprawda. Właśnie praktycznie nie musi, bo czytelnie poprowadziłam trening od jego szczenięcych lat. Przede wszystkim nauczyłam zwolnienia na hasło i sama siebie początkowo pilnowałam, by o haśle pamiętać (potem to już odruch). Poza tym nigdy nie stawiałam przed nim zbyt dużych wymagań – rozproszenia, czas leżenia, odległość (czy nawet kąt!), na jaką odchodzę – zawsze myślałam, czy nie jest to za trudne na dany etap. Nie kazałam młodemu psu leżeć, gdy musiałam skupić się na przykład na rozmowie przez telefon. Uczyłam ignorowania środowiska – to normalny element socjalizacji i wychowania. Nigdy nie pozwalałam zaczepiać i podchodzić do psów i ludzi bez mojego pozwolenia. Pies, który samowolnie na spacerach dobiega do każdej żywej istoty na horyzoncie, będzie miał większe problemy z odłożeniem niż taki, któremu tego nie wolno. Nie wolno lub – po prostu – nie ma takiej potrzeby, bo przewodnik jest dla niego zwyczajnie ciekawszy i bardziej atrakcyjny niż otoczenie.
Są oczywiście psy, które tak mocno angażują się w trening, że przy jasnym rozróżnieniu trybów „praca – cywil” potrafią nie zauważać psów i ludzi na placu, podczas gdy bardzo interesują się nimi poza nim. Im lepszy pies i lepszy przewodnik, tym taka sytuacja bardziej prawdopodobna (istotny jest też wrodzony temperament psa i jego reaktywność – przeciętnego owczarka niemieckiego łatwiej nauczyć odłożenia niż przeciętnego maliniaka).
Maja Dobrzyńska