Po długiej przerwie zmobilizowałam się do napisania trzeciej notatki na temat koncentracji w posłuszeństwie sportowym. Ta część cyklu, którą zostawiłam na koniec, wydaje mi się najważniejsza (choć będzie najkrótsza). Nie znajdziecie w niej opisu modnych lub niszowych technik szkoleniowych czy złożonych ćwiczeń do wykonania na placu treningowym. Tajemnica koncentracji (czy to na ćwiczaku, czy na płycie zawodów) kryje się w największej mierze tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał – w codziennym życiu z psem.
Mimo, że pies znajdujący się w tzw. trybie pracy powinien “włączać” się w inne emocje niż na zwykłym spacerze (oczekujemy większego pobudzenia i wysokiej motywacji), jego zachowanie poza placem mocno rzutuje na to, co potem dzieje się na treningu sportowym.
Możemy tu rozróżnić dwa ściśle zazębiające się aspekty – to, na ile przewodnik jest atrakcyjny dla psa i na ile pobudzają zwierzę bodźce pochodzące ze środowiska.
Jeśli człowiek na spacerach nie oferuje psu od siebie nic interesującego i staje się po prostu biernym towarzyszem lub słupkiem do smyczy, to trudno oczekiwać, że na treningu zwierzę z automatu zapragnie coś z nim robić. Niekoniecznie musi sprawdzić się założenie (czasem się z nim spotykam), że im mniej zaoferujemy psu poza placem i im bardziej będzie się wtedy nudził, tym chętniej odda się ćwiczeniom w czasie na to zaplanowanym. Oczywiste, że nie możemy doprowadzić do przesytu i zamęczyć zwierzęcia zadaniami, ale między tymi skrajnościami istnieje wiele stopni pośrednich.
Na bazie naszych doświadczeń możemy zaświadczyć, że ciekawy spacer pełen nagród i zabawy z opiekunem otwiera psa na pracę w sensie ogólnym. Kiedy mowa o szczenięciu, to ten czas pozatreningowy jest o stokroć ważniejszy, niż kilkuminutowy trening, choćby z uwagi na procent doby, jaki spędzamy z maluchem na ćwiczeniach “formalnych”. To ułamek! Dobrze zorganizowany czas w domu, w ogrodzie czy na spacerze jest znacznie cenniejszą inwestycją w karierę sportową szczeniaka, niż najlepsze seminarium z najlepszym trenerem. W pierwszym miesiącu (czy nawet dwóch) po odbiorze z hodowli warto skupić się właśnie na budowaniu więzi, nawet kosztem ćwiczeń strikte sportowych. Aktywności młodego psa wobec przewodnika uczymy w stu codziennych sytuacjach – nagradzając kontakt, zainteresowanie naszą osobą, komunikując się czytelnie, wykazując inicjatywę i okazując szczeniakowi serdeczność. Potem na treningu nie będziemy musieli stawać na uszach, by zainteresować psa pracą z nami, bo będzie jej po prostu oczekiwał niejako “z nawyku”.
Atrakcyjność przewodnika to jedno, natomiast trzeba też wspomnieć o ignorowaniu rozproszeń – które tak często psują przewodnikom pracę na placu. Obecność ludzi czy psów (czy nawet zapachów na trawie) staje się czasem granicą nie do przeskoczenia gdy idzie o skupienie na pracy. Bodźce zewnętrzne przeszkadzają w sensie ogólnym, bo pies się wciąż rozgląda lub nawet odbiega od przewodnika, lub utrudniają konkretne już ćwiczenia: chodzenie przy nodze (gubienie kontaktu, węszenie, brak koncentracji w tzw. grupie) czy odłożenie (wyłamywanie, węszenie, wokalizacja).
W zachowaniu psa na placu treningowym odbija się jak w lustrze jego zachowanie na spacerach. Najprostszy przykład – jeżeli pozwolimy, by ludzie kojarzyli się psu z ekscytacją, by ciągnął do nich na smyczy, podbiegał na głaskanie bez naszego pozwolenia… trudno oczekiwać, by raptem na treningu przestał ich zauważać. Szczególnie szczeniak, który nie ma jeszcze utrwalonych skojarzeń emocjonalnych z treningiem i trybem “cywilnym”. Szczeniak przecież jeszcze nie wie, że trening to coś wyjątkowego.
Podobnie ma się sytuacja z innymi psami. Jeżeli na spacerach kojarzą się głównie z dziką zabawą i widok każdego psa na horyzoncie budzi w oczach naszego szalony błysk (“Łał, znów impreza!”), to podczas grupowych ćwiczeń sportowych całkowicie logicznym następstwem okaże się kłopot z koncentracją. Jeśli pozwalamy, by na spacerach pies bez naszej zgody dobiegał do innych, to trudno oczekiwać, że nie zerwie odłożenia. Nie musi nawet do nich dobiegać – wystarczy, że poza placem rwie się do nich na smyczy (w przyjaznych lub wrogich zamiarach). Bo skoro wywołują tak intensywne emocje, to emocje te prawie na pewno dojdą do głosu na treningu (lub – co jeszcze gorsze – na zawodach).
Podobna sprawa z zapachami w trawie – jeśli na spacerach każdy posikany krzaczek, każda interesujaca trawka musi być koniecznie wywąchana (i to tak długo, jak szanowny piesek sobie tego życzy), jeśli pies ciągnie jak oszalały od słupa do słupa, by napawać się zapachem… możemy mieć z tym kłopot również i na placu. Pokusa sprawdzenia zapachu może okazać się zbyt silna, a nawyk węszenia zbyt silnie utrwalony. W żadnym wypadku nie chcę przez to powiedzieć, że pies na spacerze nie może zbierać zapachów – starajmy się po prostu pilnować, by nie stały się one główną atrakcją życia psa.
Co więc możemy zrobić, by ułatwić psu ignorowanie rozproszeń podczas pracy? Po prostu – uczyć ignorowania ich na spacerze. Właściwa socjalizacja szczeniaka praktycznie załatwia nam tu sprawę koncentracji – przewodnik jako atrakcyjne centrum świata, a środowisko jako bezpieczne i niespecjalnie fascynujące miejsce. Dobry spacer i dobra relacja to w dużej mierze także dobry trening, a nawet… dobry występ.
Maja Dobrzyńska