Dlaczego nie chcesz trenować IPO

Myślisz, by spróbować IPO? Uważasz, że to fajne? Kręci cię ten mało popularny sport?

Nieee… Naprawdę, nie chcesz trenować IPO! 🙂 Oto kilka powodów:

Prawdopodobnie musisz kupić ipo-psa. Prawdopodobnie, choć nie na pewno. IPO możesz trenować w sumie z każdym psem, który bardzo lubi jeść, uwielbia bawić się zabawką (ma duży popęd łupu), jest pewny siebie, ma pasję do współpracy i nauki, no i ma rozmiar co najmniej mocno średni. Aha, jeszcze dobry chwyt na zabawce. I pasję do pracy nosem. I brak reakcji na strzał. Cholerka, sporo tego… No dobra, chyba jednak musisz kupić tego psa.

Załóżmy, że masz wszechstronnego psa. Mówię ci, nadal nie chcesz trenować IPO! 😀

IPO to sport, na który składają się trzy konkurencje. Nie, IPO to nie jest tylko obrona. A obrona to swoją drogą wiele więcej, niż trzymanie psa na lince. Żeby choćby zdać egzamin na najniższym poziomie (albo z czystym sumieniem mówić, że trenujesz IPO), musisz trenować trzy konkurencje: A, czyli tropienie. B, czyli posłuszeństwo. C, czyli obronę. IPO jest jak trójbój, trochę jak psie WKKW. Jednym słowem – w ciul roboty. To tak najbardziej skrótowo. 🙂 Bo w praktyce wyjdzie, że jeszcze więcej, niż A, B i C (osobno dochodzi nauka obiegania kryjówek, oznaczania przedmiotu na śladzie, posłuszeństwa w obronie).

Jeżeli pracujesz normalnie, czyli około 8 godzin dziennie, to wyjdzie, że na treningi powinieneś poświęcić większość wolnego czasu. Nie, nie tylko w weekendy, kiedy będziesz jeździć na szkolenie z trenerem. Zimą – raczej przed niż po pracy (krótki dzień). Wstawanie o 5. Latem lepiej, bo zdążysz przed zmrokiem po pracy. Musisz w tygodniu, by zdążyć przygotować psa, zanim zacznie się starzeć. Inaczej się nie wyrobisz.

Ten wolny czas, którego nie spędzisz na treningu, spędzisz w samochodzie. Nie masz samochodu? Musisz kupić. Bez auta nie ma IPO. Czasem mam w sumie wrażenie, że IPO polega na jeżdżeniu samochodem. Po pierwsze – na co dzień – trzeba jeździć na ślady i posłuszeństwo. Chyba, że jesteś szczęściarzem, który za ogrodzeniem domu ma łąki oraz pola na ślady, a z drugiej strony posesji równe, koszone boisko do ćwiczeń z konkurencji B. To taki szczyt lokalowych marzeń ipowca! 😉 Jeśli takim farciarzem nie jesteś, musisz podróżować na codzienne treningi. Niestety – nie da się tego załatwić na spacerze (na spacery musisz chodzić osobno. Właściwie to na dwa rodzaje spacerów – dla ćwiczeń kondycyjnych i dla rozluźnienia psa).

Spora część życia ipowca to jeżdżenie po wsiach i przedmieściach w poszukiwaniu terenów na treningi tropienia. To niestety nie mantrailing. Potrzebujesz łąk kośnych oraz pół uprawnych (nie, łąka i pole to nie to samo 🙂 To też nie to, co łatwo dostępny nieużytek). Do tego takich łąk i pól, z których nie wygoni cię rolnik. Na pewnym etapie zaawansowania dość rozległych. W zależności od pory roku, powinieneś dysponować różnymi terenami, by ćwiczyć z psem tropienie na każdym praktycznie podłożu kwalifikującym się pod tropienie sportowe. Po 4 dniach jeżdżenia (oraz po jednej naprawie zawieszenia i po dwóch utknięciach auta w błocie) uznasz, że nie ma terenów na ślady. Spokojnie. To nieprawda, One są. Musisz tylko lepiej poszukać! 😀

Kolejne kilka dni spędzisz szukając miejsca do treningu posłuszeństwa. Przy ogromnym szczęściu znajdziesz boisko z bramkami (przydadzą się do ćwiczenia wysyłania naprzód), z którego cię nie wyrzucą (z wrzaskiem, że psy srają). No dobra, nie musi koniecznie być to boisko. Wystarczy inny duży, równy, trawiasty, koszony teren. Optymalnie bez psich kup. I bez psów-podbiegaczy (park odpada). Nie mam pojęcia, gdzie go znajdziesz… 😉 Ale uwierz – to miejsce gdzieś na ciebie czeka! 😀 Może te kilka kilometrów dalej?

W przypadku codziennych treningów nie będziesz musiał raczej spędzać w aucie kilku godzin z rzędu. To dopiero w weekendy i urlopy, gdy ruszysz w trasę do swojego trenera/pozoranta lub na seminarium szkoleniowe z innym trenerem/pozorantem. Przy ogromnym szczęściu ta sama osoba poprowadzi ci treningi ze wszystkich trzech konkurencji. W większości przypadków potrzeba co najmniej dwóch trenerów, a o dobrego pozoranta (trener od obrony) bardzo, bardzo, ale to bardzo trudno. Nooo, nie, raczej nie znajdziesz go w tej samej części miasta, gdzie mieszkasz. Być może będziesz musiał dojeżdżać na drugi koniec Polski. Spokojnie! To całkiem blisko. Niektórzy jeżdżą na obronę za granicę. Naprawdę! I to ze 3 razy w miesiącu. Przecież to całkiem normalne – spędzić w trasie 5 godzin w jedną stronę, by poćwiczyć z psem dwa razy po 15 minut.

Jak z tego wynika – na paliwo idzie dużo kasy. Nie raz będziesz przeklinać na stacji benzynowej, przeliczając w głowie kolejne stówki. Już ten jeden fakt może cię zniechęcić do IPO. Kolejna porcja pieniędzy pójdzie na opłacenie treningów i seminariów. Te najczęściej najcenniejsze merytorycznie (z trenerami zza granicy, albo i zza oceanu) są naprawdę kosztowne. Na szczęście masz jednego psa… Niektórzy mają 3. 😀

Pozostałą część pieniędzy wydasz na sprzęt. Niestety – by serio trenować IPO potrzebujesz więcej, niż smycz i jedna piłka. Gryzaki, szelki, linki, kamizelki, aporty, przeszkody, kryjówki, obiegaczki, tyczki… Wszystko zużywa się lub gubi. Właściwie cały czas czegoś potrzebujesz. IPO to cholerna skarbonka! 😀 Całe szczęście – gumiaki są tanie. Po co gumiaki, spytasz…?

Niestety – IPO nie da się trenować w hali. Póki co tylko za granicą są duże hale z podłożem odpowiednim dla psa, gdzie można ćwiczyć posłuszeństwo i obronę, nie wydając prz tym majątku. Śladu nawet za granicą nie poćwiczysz pod dachem 🙂

Będziesz więc na co dzień brodzić w błocie, wyciągać gumiaki (a może i skarpetki) z miękkiej gliny, ocierać błoto z twarzy, wyciągać je spod paznokci, a może nawet z zębów. Błoto będzie w samochodzie (jeśli jesteś pedantem, nie polubisz IPO) i na psie i na całych 10 metrach linki do tropienia. Potem w formie piasku znajdziesz je w samochodzie i w domu. Poznasz różne rodzaje błota. Czarne, beżowe, rudobrązowe. Łatwo i trudno schodzące. Grubo i drobnoziarniste… 😀 Właściwie – trenując IPO – powinieneś pokochać błoto. Zobaczysz – po okresie długotrwałej suszy – z ulgą i radością wskoczysz w jakieś błocko! 😀

Lato w Polsce jest krótkie. Wtedy jedyną niedogodnością (poza upałem, ale nie musisz trenować w południe) są komary i mrówki. Komary będą chciały pożreć ciebie (to nieistotny drobiazg), a mrówki tylko jedzenie dla psa rozłożone na śladzie. Spokojnie – możesz ich uniknąć. Nie ma ich w trawie (podobno…) o 5 nad ranem. No więc koniec końców i tak będziesz czekać, kiedy lato się skończy. Od mrówek na śladzie będziesz wolał ulewny, lodowaty deszcz, drobną mżawkę, porywisty wiatr. Przemarznięte dłonie, przemoczone ciuchy. Ja mniej od mrówek lubię tylko zacinający śnieg z deszczem. 😉 Generalnie, na treningu w Polsce prawie zawsze będzie ci za zimno albo za gorąco. 😉 Żartuję. Po prostu trzeba kupić dobre ciuchy. Nie, to nie musi być akurat drogie. Pamiętaj – kierunek: Decathlon.

Gumiaki z decathlonu nie bardzo? Kamizelka do treningu pogrubia? No, jeśli stawiasz na miejski styl, to nie pokochasz IPO. Również wtedy, gdy nie wyobrażasz sobie wejść do marketu w brudnych treningowych ciuchach, ze śladami zaschniętej psiej śliny na spodniach (i twarzy). Także wówczas, gdy peszy cię ochroniarz w tym markecie, przyglądający się uważnie akurat tobie… Powiedzmy sobie szczerze – czasem możesz po prostu przypominać kloszarda… Również zapachem, kiedy masz akurat na sobie kamizelkę, w której zapodziało się kiedyś kilka kawałków surowego mięsa… :/

Chłód, upał, wilgoć, komary i głód (znów zapomniałeś zabrać coś do jedzenia na trening) to nie jedyne elementy fizycznego dyskomfortu. IPO najzwyczajniej w świecie czasem… bardzo boli. Doświadczysz masy urazów – siniaki i obite kości, zerwane paznokcie, przedziurawione zębem dłonie, podbite oczy, ręce i nogi poparzone linką czy smyczą, wybite palce, szramy… Złamania kończyn i urazy kręgosłupa są na szczęście dość rzadkie. No co się dziwisz? Pies do IPO to duże, silne, szybkie zwierzę, napędzane pasją do pracy i popędem. Do tego ma zęby. I pazury. I twarde kości. Naprawdę cię kocha! Tak, jak pracę. ♥

Ale czekaj – to na razie dyskomfort fizyczny! Gdy zaczniesz treningi, dołączy też dyskomfort mentalny. Zazwyczaj po pewnym czasie. Początkowo uznasz, że te wszystkie ćwiczenia, które musisz wykonywać, są pasjonujące i niezwykle ciekawe. Na zawodach wyglądają na całkiem łatwe. Im jednak dalej w treningowy ipo-las, tym mniej będzie ci się to wszystko podobać. Szczególnie, gdy masz wymagającego trenera i ambicje zawodnicze. IPO – jak każdy oczywiście uprawiany na serio sport – to nieustanne powtarzanie tych samych ćwiczeń. Latami! Nauka drobiazgów. Praca nad własną motoryką i świadomością ciała. Ciągła praca nad szczegółami technicznymi i utrzymaniem psiej motywacji. Poprawianie błędów. Dłubanie detali. Kiedy zrobione jest jedno, psuje się drugie. Gdy uda się poprawić drugie, rozłazi się trzecie. Pomnóż to przez 3 , czyli A, B i C… Gdy zaczyna dobrze iść na śladzie, psuje się posłuszeństwo. Gdy poprawi się posłuszeństwo, wychodzą braki w obronie. To niekończąca się robota. Nigdy nie jest gotowe, zrobione. Spędzisz na placach szkoleniowych długie godziny. Godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata – powtarzając te same ćwiczenia. Po co…?

Dla kilkunastu minut spędzonych na płycie zawodów/egzaminu! 🙂

Szaleństwo, prawda…? Zdecydowanie! IPO to sport szaleńców. Ale jeśli się nie zniechęcisz… oddasz temu życie i serce. Jak my. 🙂

Maja Dobrzyńska