Każdy szkoleniowiec ma w swojej karierze takie spotkania z kursantami, które zapamiętuje i wykorzystuje później do serwowania rozmówcom różnych anegdotek. Jednym z takich spotkań była dla mnie wizyta domowa u pewnych majętnych właścicieli około 8-miesięcznego berneńskiego psa pasterskiego (lub czegoś w tym rodzaju, dla tej opowieści istotny jest jedynie rozmiar). Po moim przyjściu państwo bez zbędnych wstępów zasypali mnie serią skarg na swojego psa. Ponieważ lista problemów była naprawdę długa, poprosiłem o wymienienie jednego, najbardziej uciążliwego, z którym trzeba uporać się absolutnie najpilniej, żebyśmy mogli na nim właśnie na początku się skupić. Państwo popatrzyli na siebie i zgodnie powiedzieli, że jest to załatwianie się w domu. No cóż, 8-miesięczny pies tych rozmiarów potrafi wyprodukować naprawdę sporą kałużę i kopiec, a że państwo, jako się rzekło, majętni, to i dom z rodzaju tych niczego sobie. Przystąpiłem zatem do opisania państwu dość standardowego sposobu postępowania w takim przypadku: uniemożliwienie psu swobodnego przemieszczania się między domem i ogrodem, nauka przebywania w klatce lub ograniczenie psu przestrzeni w mieszkaniu, częste, krótkie spacery, kontrola posiłków oraz wody itp. Państwo wysłuchawszy mnie, ponownie popatrzyli na siebie, po czym pan oznajmił: „Wie pan co? Właściwie to on wcale nie załatwia się tak często. Nie przeszkadza nam to”.
Ci klienci otrzymali skuteczną pomoc i to bodaj w rekordowym czasie, zanim zdążyłem jeszcze przystąpić do demonstracji jakichkolwiek ćwiczeń. Oczywiście moja pomoc była w tym przypadku czysto psychologiczna: skłoniłem swoich majętnych klientów do namysłu, na podstawie którego doszli do wniosku, że jednak nie mają ze swoim psem problemów. Ot, zważyli zyski i straty. Z tym że po stronie strat musieli jeszcze zapisać należność za moją usługę.
Jednak ta anegdotka ma wymiar nieco bardziej uniwersalny, gdyż opisywane spotkanie, mimo swojej zabawnej dosłowności, było tak naprawdę dość typowe. Otóż z moich obserwacji wynika, że motywacja znacznej części właścicieli do rozwiązania problemów ze swoim psem nie jest wcale dużo większa niż motywacja tych majętnych państwa. Kończy się ona bardzo często wtedy, gdy okazuje się, że zlikwidowanie problemu będzie wymagać samodzielnej, systematycznej i w gruncie rzeczy dożywotniej (patrz artykuł o diecie) pracy z psem.
To z kolei zwraca uwagę na bardzo ważny aspekt posiadania psa, a mianowicie na intencję, czyli na uświadomienie sobie, po pierwsze, czego dokładnie chcę, i po drugie, czy naprawdę tego chcę, czy chcę tego tylko tak jakby. I nie jest to wcale slogan wyjęty z nowomowy pseudocharyzmatycznych mówców motywacyjnych. Precyzyjna świadomość własnych potrzeb i możliwości pozwoli nam:
– dobrać odpowiedniego psa do swojego trybu życia
– podjąć decyzję, czy w ogóle brać psa
– w razie problemów udać się z psem do specjalisty i nakreślić mu, jak obecna sytuacja odbiega od PRECYZYJNIE USTALONYCH oczekiwań, by jak najskuteczniej podjąć działania prowadzące do ŚCIŚLE WYTYCZONEGO celu („chcę, żeby się słuchał” to za mało); lub też…
– …uniknąć wydawania pieniędzy na niepotrzebne usługi specjalisty
Jasne intencje są też niezwykle ważne w skali mikro, czyli w tym przypadku na poziomie komunikacji z samym psem.
– gdy podekscytowany pies na mnie skacze, a ja na przemian zaśmiewam się z tego i pokrzykuję w złości, to czego właściwie w tej chwili chcę? Nawiązywać kontakt z psem? Skorygować jego skakanie? Jeśli to pierwsze, to czemu pokrzykuję? Jeśli to drugie, to czemu się zaśmiewam?
– gdy rozmawiam z kolegą i półgębkiem powtarzam miotającemu się na smyczy psu „siad, siad, siad”, to czy naprawdę chcę, żeby pies usiadł? Jeśli tak, to czemu nie przerywam rozmowy z kolegą i nie doprowadzam do siadu? Jeśli nie, to po co strzępię język na powtarzanie „siad, siad, siad”?
W pierwszej przykładowej sytuacji nasze działanie jest niespójne, a w drugiej wcale go nie ma. Powodem jest właśnie to, że sami nie wiemy, czego chcemy. Dalszą konsekwencją zaś, że pies przestaje zwracać uwagę na nasze słowa i działania, gdyż nie mają one dla niego żadnego logicznego związku z tym, co po nich następuje (bądź nie).
Na koniec możemy na to spojrzeć z nieco innej, szerszej perspektywy. Główną cechą przewodnika/przywódcy stada/lidera (niepotrzebne skreślić) jest to, że naprawdę wie, czego chce.
Maja Dobrzyńska