Od dawna zastanawia nas psio-ludzki fenomen, który tak łatwo zaobserwować na ulicach. Sprawa dotyczy szczeniąt, a nawet może psów ogólnie. W każdym razie jeśli chodzi o szczenięta absurd ten jest szczególnie rzucający się w oczy. Chodzi o fakt poświęcania uwagi, okazywania sympatii i całej gamy ciepłych uczuć, uśmiechania się, cmokania, pieszczenia… obcych szczeniąt.
Jeśli widzimy kogoś, kto okazuje uwagę psu, interesuje się szczenięciem (a każde szczenię wzbudza na ulicy zainteresowanie), to praktycznie pewne, że szczenię nie należy do tego człowieka… Ze świecą szukać osób, które rozmawiają, cmokają, pochylają się, dążą do kontaktu z WŁASNYM psem. Zazwyczaj para przewodnik (?) – pies stanowi smutny widok: dwie istoty nie zwracające na siebie uwagi, pochłonięte własnymi sprawami, połączone wyłącznie smyczą. Widok jest jeszcze bardziej przykry, gdy młody psiak w naturalny sposób dąży jeszcze do kontaktu z właścicielem – nawiązuje kontakt wzrokowy, podskakuje, zaczepia… spotykając się z obojętnością lub zniecierpliwieniem (Zawsze przez głowę przemyka wtedy myśl: “Po co mu, do cholery, pies?!”). Szczenięta na ulicach oblegane są przez spragnionych kontaktu ludzi, zwykle “psiarzy”. “Och, jaki piękny!”, “Chodź tu, malutki!”, “Ciu-ciu-ciu, ale ty kochany!”. Czy ci ludzie w ten sam sposób okazują uczucia własnym psom? Praktycznie niespotykane. A szkoda…
Maja Dobrzyńska