Nagroda łupowa (nagradzanie zabawką)
Czy wiecie, że mały pudelek goniący po mieszkaniu swoją różową pluszową piłeczkę kieruje się tym samym instynktem, co lis ruszający w pogoń za królikiem? Tak, w naszych czworonożnych towarzyszach wciąż gra wiele pierwotnych instynktów. Niektórych wolelibyśmy się pozbyć (nikt nie lubi niespodzianek w rodzaju psa oblepionego łajnem czy padliną…), ale są takie, które warto w pełni wykorzystać. Są to np. popęd pokarmowy (każący psu jeść, jeść, JEŚĆ!), popęd stada (pozwalający psom przywiązywać się do ludzi), a także popęd łupu (inaczej zwany łowieckim). W tym artykule skupimy się na tym ostatnim.
Popęd łowiecki – spuścizna po polujących przodkach – każe psom gonić poruszające się przedmioty, chwytać je w pysk, rozszarpywać i nosić. Popęd jest czymś, z czym zwierzę przychodzi na świat, co jest uwarunkowane genetycznie i co pies dziedziczy. Poziom i intensywność tego popędu bywają różne, w zależności od rasy czy po prostu cech danego osobnika. Jeśli pies popęd łupu posiada, nie da się go w nim zlikwidować. A jeśli tego popędu w psie nie ma, w żaden sposób się go nie stworzy. To siła genów – największa potęga.
Jeśli mamy szczęście (lub świadomie wybieramy rasę) i nasz towarzysz wykazuje opisywany popęd, możemy wykorzystać tę naturalną cechę do wspaniałej formy nagradzania naszego ulubieńca – nagrodę przez zabawę zabawką.
Żadna forma nagradzania nie budzi chyba w psie (tym obdarzonym popędem łupu) takiej pasji, jak możliwość zabawy piłką czy szarpakiem. Pies może dla głupiego, obślinionego kawałka gumy stracić kompletnie głowę. Śmierdzący strzępek przeżutej juty może stać się dla naszego przyjacielem ósmym cudem świata, świętym Graalem, największym skarbem. Przyjemność z realizowania wrodzonej pasji „polowania” na zabawkę jest dla wielu psów największą osiągalną w życiu rozkoszą. Motywacja, jaką możemy uzyskać poprzez umiejętne manipulowanie tą pasją może przewyższyć każdą inną – pokarmową, socjalną i środowiskową.
Co przewodnik psa może przez to zyskać? Och, niewyobrażalnie dużo. Chęć wykonywania poleceń przez psa szybciej i z większym zaangażowaniem, ignorowanie nawet takich rozproszeń, jak zwierzyna czy inne psy, wytrwałość w pracy. Pokazanie zwierzęciu, że największa przyjemność i realizacja pierwotnych pasji odbywa się z człowiekiem i przy człowieku – bo dysponuje on zabawką. To czyni z przewodnika w oczach psa niemalże boga. Dodatkowo – pogoń, aportowanie, przeciąganie czy wspólne noszenie łupu to dla czworonoga świetna gimnastyka i konstruktywny wysiłek fizyczny.
Zanim skupię się dokładniej na tym, czym, jak i kiedy się bawić, zaznaczę jedną, pozornie tylko oczywistą kwestię. Aby zabawka mogła być nagrodą, nie może się ona znajdować w ciągłej dyspozycji psa. To jak zasada z wciąż napełniona miską, szkodzącą w pracy na jedzenie. Niewiele jest psów o tak rozbudowanym popędzie łupu, by ciągły dostęp do zabawek nie spowodował znudzenia nimi. Jeśli wokół psa całymi dniami walają się piłki i gryzaki, to na pewno prędzej skojarzą mu się one z nudą niż z pełną zaangażowania zabawą. Dodatkowo, jeśli zwierzę nauczy się czerpać przyjemność z samodzielnej zabawy, to prawdopodobnie zawsze będzie próbowało z zabawka uciekać. To praktycznie uniemożliwi wspólną zabawę psa i przewodnika.
Pies może znudzić się zabawką również wtedy, gdy pozwolimy, by zabawka (zatknięta za nasz pasek podczas treningu) wciąż dyndała obok psiego nosa. Wiele psów straciło pasję do zabawy przez takie właśnie nieprofesjonalne podejście przewodnika.
W przypadku psów o dużym popędzie może pojawić się przeciwny do nudy problem – czworonóg dysponujący zabawką będzie szalał z nią cały czas, nagabując właściciela, wciskając mu obślinioną piłkę w ręce o każdej porze dnia i nocy. To też nie jest dobre, bo aktywny pies nie będzie potrafił się zrelaksować, odpocząć. Przymus realizowania pasji łowieckiej może być tak silny, że zwierzę nie będzie potrafiło samo przestać się bawić, aż do momentu całkowitego wyczerpania fizycznego i psychicznego. To nie świadczy bynajmniej o tym, że mamy dobrego, nakręconego psa z ogromnym „drivem”. To świadczy głownie o tym, że nie dbamy o jego komfort psychiczny i emocje.
Postąpimy równie źle, pozwalając psu na zabawę patykami, kamieniami, szyszkami, kasztanami i całą resztą przedmiotów, jakimi obdarza psa „matka natura”. Dlaczego? O tym więcej tutaj:
Jak wynika z powyższego akapitu, zabawki powinny być starannie schowane, a wyjmowane tylko na czas wspólnej zabawy człowieka z psem. Wielu początkujących przewodników krzywi się, słysząc ode mnie radę: „Zabierz i schowaj wszystkie zabawki psa”. Ludzie nie chcą psu niczego zabierać. Chcą dawać, bo go kochają. Dawać tak dużo, aż biedny pies – zasypany wszelkimi dobrami – będzie miał ich po dziurki w nosie… A przecież nawet kilka minut intensywnej, radosnej zabawy z przewodnikiem, takiej na pełnej parze, da psu o wiele więcej radości, niż stos zabawek zgromadzonych na posłaniu. „Zabierz zabawki” nie oznacza: „Nie baw się z psem”, pamiętajmy o tym!
Jeśli chcemy, by pies (szczególnie szczeniak) miał co gryźć w chwilach nudy, zostawmy mu jedną, dwie trwałe zabawki do żucia. U nas w domu jest to na przykład gumowy kong. Tą zabawką nigdy nie bawimy się z psem. To tylko taki „smoczek”, coś do zatkania psiej mordki.
Kiedy się bawić?
Zabawę zabawką możemy stosować bądź to jako nagrodę za prawidłowo wykonaną komendę, bądź jako samodzielną aktywność, formę przyjemnego, konstruktywnego spędzania czasu z psem (również w celu zmęczenia go czy spalenie nadmiaru kalorii, dla poprawy psiej formy). To, jak często i jak długo powinniśmy się bawić, zależy w największej mierze od samego psa. Zasada jest taka, że bawimy się tylko tyle, by pies nie zdążył się znudzić. Czas będzie krótszy u statecznego kundelka czy flegmatycznego molosa, a dłuższy u psa u dużej intensywności popędu i dużej wytrwałości w pracy (to głównie psy raz użytkowych, jak owczarki i retrievery). Sami musimy wyczuć , kiedy przerwać zabawę i kiedy ją psu ponownie zaproponować. Warto wypracować sobie hasło na dobre kończące zabawę (u mnie to „Koniec”), kiedy psa konsekwentnie ignorujemy, nie reagując na wymuszanie ponownego wyjęcia zabawki z kieszeni i plecaka. Pomoże to psu rozpoznać, kiedy jest czas aktywności, a kiedy relaksu i zajęcia się swoimi sprawami.
Za co możemy psa zabawką nagradzać? Generalnie – za każde zachowanie, które chcemy wzmocnić i skojarzyć czworonogowi z dużą przyjemnością. Przykłady? Bardzo proszę: skupienie na przewodniku, przychodzenie na wołanie, ignorowanie innych zwierząt i ludzi, ignorowanie szybko poruszających się obiektów, brak reakcji na zapach i widok zwierzyny, chodzenie przy nodze i każda inna wykonana komenda, również statyczna, jak siad i waruj. Zabawki nie powinniśmy używać tylko w sytuacji, gdy chcemy psa uspokoić. Jeśli zależy nam na wyciszeniu jego emocji, na nauce spokojnej koncentracji – użyjmy jedzenia. Raczej nie używajmy zabawki w procesie uczenia psa nowych rzeczy – w popędzie łupu pies średnio jest w stanie myśleć. Da się uczyć nowych rzeczy na zabawkę, ale potrafią to tylko naprawdę dobrzy przewodnicy. Nie ulegajmy pokusie pracy na zabawkę z młodym psem przygotowywanym do zawodów czy egzaminów z posłuszeństwa sportowego. Prawie na pewno ucierpi na tym technika wykonywanych ćwiczeń. Profesjonaliści wprowadzają zabawkę do treningu dopiero wtedy, gdy pies nauczył się już sposobu wykonywania ćwiczeń na jedzenie.
Czym się bawić?
Rodzaj zabawki ma większe znaczenie, niż może się wydawać. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ma to wręcz kolosalne znaczenie. Zabawka, prócz tego, że powinna być trwała i wygodna dla przewodnika (trudno nosić na spacery coś długości metra), powinna przede wszystkim umożliwiać psu pewny, komfortowy chwyt. Nie może być więc za duża, za mała, zbyt śliska, uwierająca w pysk, za twarda i za miękka. Wszystko to zmniejszy (lub zlikwiduje do zera) komfort psa podczas zabawy. Prawda jest taka, że trudno w przeciętnym sklepie zoologicznym znaleźć coś naprawdę dobrego. Znajdziemy multum zabawek o dziwacznych kształtach, w większości piszczących (to złe), nietrwałych, ciężkich. Inwencja producentów w wymyślaniu coraz to wymyślniejszych wzorów jest nieskończona. A najlepsza – jak zwykle – jest prostota. Najlepsza zabawka to po prostu piłka lub gryzak na sznurku, względnie polarowy szarpak w formie warkocza, czasem gumowe ringo. Ważne, by wielkość i twardość gryzaka czy piłki dobrać odpowiednio do psa – muszą być na tyle duże, by pies był w stanie objąć je pyskiem. Zabawki za małe i śliskie będą się z pyska wysuwały. Zbyt twarda zabawka zniechęci psa delikatnego (za twarde są popularne zaplatane sznury z pękami i większość piłek z lanej gumy), zbyt miękka nie będzie odpowiednio dużym wyzwaniem dla psa o mocnym chwycie. To, czy twardość i kształt zabawki są odpowiednie dla danego psa, pomoże ocenić doby szkoleniowiec. Zabawki najlepiej kupować w profesjonalnych internetowych sklepach z akcesoriami treningowymi.
W przypadku większości psów wskazane jest, by piłka i gryzak umożliwiały jednoczesne trzymanie zabawki przez psa i przez przewodnika – stąd sznurki przy piłkach, rączki przy gryzakach, ringo i polarowy warkocz też można ująć razem z psem. Ma to znaczenie dlatego, że ważną fazą zabawy jest (w przypadku większości psów) wspólne, spokojne trzymanie zabawki i przeciąganie się nią ( o tym w kolejnej części teksu, dotyczącej techniki zabawy). Będzie miało to znaczenie zarówno w nauce aportowania, jak i przy nauce puszczania. Psy mające opanowane te elementy mogą bawić się też np. zwykłą piłeczką bez sznurka (ach, te ukochane przez psy piłki tenisowe…), ale raczej nie da się na niej nauczyć np. spokojnego trzymania łupu w pysku. Tego potrzebujemy nie tylko do bardziej zaawansowanych elementów posłuszeństwa sportowego, ale także dla pracy nad emocjami psa podczas zabawy.
Bawiąc się zabawką, pies powinien wiedzieć, co ma gryźć i za co ma chwytać. Ogromnie popularne są obecnie zabawki łączące w sobie piłkę i szarpak. Są niewątpliwie bardzo śliczne (choć to ma raczej zaspokajać ludzkie potrzeby), kolorowe, wykonane estetycznie i całkiem możliwe, że trwałe. Piszę „możliwe”, bo nie wiem – nigdy moim psom takiej nie kupię. Dlaczego? Bo połączenie piłki i szarpaka wprowadza do zabawy wątpliwość: pies nie wie, za co ma łapać. Przy dużym popędzie, dużym pobudzeniu (a podczas pracy na zabawkę chcę je uzyskać), pies dla komfortu psychicznego powinien mieć „czystą głowę” – w każdej sekundzie wiedzieć, co dokładnie robić. Kiedy pies trzyma za szarpak, a obok dynda mu piłka, to „czystej głowy” mieć nie może. Pies celuje w piłkę, ale myśli też o widocznym szarpaku – to może rodzić konflikt motywacji. Po diabła komplikować? Niech to będzie albo szarpak, albo piłka! Nawet puchata, różowa w panterkę, ale czytelna dla psa!
Jeszcze gorsze są zabawki typu jolly egg, czyli na tyle twarde, śliskie i duże, że uciekają z psiego pyska, toczą się, a pies nie jest w stanie ich chwycić zębami. Właściciele, którzy skusili się na sprezentowanie czworonogowi podobnego wynalazku, zazwyczaj są zachwyceni. Pies bez końca próbuje złapać jajko, biega za nim jak wściekły, często również na nie szczeka. Zadowolony pan Kowalski uważa to szczekanie za dowód wyśmienitej zabawy Maksia. Przecież goni, cieszy się! Guzik prawda. Szczekanie to wynik frustracji zwierzęcia. Wysokie pobudzenie i ekscytacja to niekoniecznie szczęście. Brak możliwości schwytania zdobyczy nie pozwala psu na zaspokojenie popędu łupu. Ale przecież goni… No, goni, bo tak każą mu pierwotne instynkty! Ale kazać psu gonić coś, na czym nie może finalnie z rozkoszą zacisnąć zębów, to niemal dręczenie go. Pies trwa w stanie dużego pobudzenia dłuższy czas, nie mając możliwości znalezienia ulgi w chwycie. Taka „zabawa” jest i owszem, wygodna dla właściciela – piesek bawi się sam, zmęczy się, zasapie, potem pójdzie spać. A właściciel może spokojnie popijać piwko na leżaku… Wygodne…? Może. Ale na pewno niedobre dla naszego przyjaciela.
Jak się bawić?
O zabawie zabawka można napisać nie tylko artykuł, ale całą książkę. Prawidłowa zabawa, poza pracą pozoranta w obronie sportowej, jest dla mnie największa sztuką w treningu (przynajmniej sportowym). Jeśli widzę kogoś (a jest takich osób niewiele, nawet wśród sportowców), kto naprawdę potrafi to robić, to daje mi to pewność, że mam do czynienia z wysokiej klasy szkoleniowcem czy zawodnikiem. Jeśli zaś widzę, że osoba podająca się za profesjonalistę w dziedzinie szkolenia nie potrafi używać zabawki, to jest w moich oczach spalona. Dlaczego? Bo dobrze bawić się z psem potrafi osoba nie tylko posiadająca zdolności techniczne i manualne. Musi umieć ona również rozpoznawać stany psychiczne psa, zmieniające się w zabawie z sekundy na sekundy. Powinna też umieć wpływać na psie emocje w każdej chwili zabawy. Dobra praca na zabawkę to majstersztyk, na który zawsze patrzę z ogromną przyjemnością. Wymaga bowiem rozbudzenia, a potem drobiazgowego kontrolowania pobudzenia i pasji psa, bez zgaszenia w nim owej pasji. Im większa jest ta pasja (np. u użytkowych owczarków niemieckich czy owczarków belgijskich), tym wspanialszy efekt, ale też większa trudność. Jeśli ktoś myśli, że praca na zabawkę to po prostu merdanie psu przed nosem gryzakiem lub rzucanie piłki, jest w dużym błędzie. Jak więc to robić dobrze i co jest ważne?
Pierwszym warunkiem udanej zabawy jest to, żeby pies w ogóle chciał złapać zdobycz w zęby. Bez pogoni, chęci schwytania łupu, nie ma zabawy wcale. Początkujący przewodnicy, proponując zabawę swoim ulubieńcom, zazwyczaj popełniają jeden podstawowy błąd – podają im zabawkę do pyska jak smakołyk. „Masz piesku, masz, pobaw się!” – trącają Miśka w kufę piłeczką. „Widzi pani? Nie chce, on nie lubi się bawić.”A przecież piłeczka – jako zamiennik naturalnej zdobyczy – musi najpierw ruszać się, uciekać, by uruchomić chęć pogoni! Czy nie jest znana zasada, że pies goni kota, ponieważ ten ucieka? No! Toteż zabawka również musi uciekać – niczym mysz albo zając. Do tego przyda się właśnie sznurek. Ponieważ początkujący pies nie potrafi jeszcze zaaportować odrzuconej daleko zabawki, bezpieczniej będzie wprawić zabawkę w ruch przez użycie sznurka, przytwierdzonego do gryzaka czy piłki. Nigdy z początkującym psem nie opierajmy zabawy na dalekich rzutach. Na to przyjdzie pora, gdy pies pozna przyjemność przebywania z zabawką blisko przewodnika. Wtedy aport pójdzie jak po maśle, a my unikniemy problemu psa uciekającego z łupem. O tym więcej tutaj :
Sznurek nie powinien być za gruby, by sam w sobie nie zachęcał do łapania zębami – to piłka albo gryzak (nie nasza dłoń) mają być celem. Zabawkę wprawmy w ruch raczej po ziemi – większość psów reaguje na to lepiej, niż na zabawkę poruszającą się powietrzu. Tak, trzeba się niestety schylić. Trochę gimnastyki nie zaszkodzi. Jeżeli wiek czy stan zdrowia nie pozwalają nam na zgięcie się do ziemi, możemy użyć dłuższego sznurka. Zabawka nie powinna uciekać przed psem ruchem jednostajnym, nie powinna też znikać goniącemu psu z oczu. Dobre są szybkie, krótkie, urywane ruchy, które czasem powodują ucieczkę zabawki tuż sprzed psiego pyska. Ważne, by ruszała się zabawka, nie człowiek. W tej fazie zabawy przewodnik powinien stać możliwie nieruchomo, by pozwolić zwierzęciu skupić się na łupie, nie na trzymającym łup człowieku. Kiedy pies goni już przedmiot z dużym zaangażowaniem, możemy pozwolić mu go złapać. To, jak szybko uda się psa do tego zachęcić, w największej mierze zależy od cech wrodzonych zwierzęcia. Nie mamy na nie wpływu. Jednemu psu wystarczy raz machnąć piłką, by rzucił się na nią, z innym wylejemy hektolitry potu, by zechciał zrobić choć trzy kroki w jej stronę.
Popęd łupu pies albo ma, albo nie. Jeśli pies odziedziczył go po przodkach, możemy oczywiście nie umieć go ze zwierzęcia wydobyć, ale to nie znaczy, że go nie ma. Natomiast kiedy pies jest popędu łupu pozbawiony genetycznie lub jeśli jego intensywność jest niska, nie da się przeskoczyć pewnego poziomu zaangażowania w zabawę. Nie każdy pies będzie chciał się bawić i pracować na zabawkę. Każdego bez wyjątku psa można nauczyć trzymania przedmiotów w pysku i noszenia ich (przez manipulowanie nagrodami i jakąś formą przymusu), ale nie każdy pies będzie z tego czerpał radość. Co ważne – popęd łupu dojrzewa w psie z czasem! Mało który szczeniak pokazuję pełnię swoich możliwości w tej kwestii. Najczęściej dopiero po 6 miesiącu życia możemy stwierdzić, czy pies ma dobry popęd łupu i chwyt.
Kiedy pies już zabawkę złapie, zaczyna się kolejna faza zabawy, czyli przeciąganie, będące dla psa czymś w rodzaju wspólnego powalania i rozszarpywania zdobyczy. Większość psów obdarzonych popędem łupu bardzo to lubi. Psy delikatne, o niskim popędzie, o słabym genetycznie chwycie, nie zawsze będą chciały się przeciągać. Nie jest to faza konieczna do dobrej zabawy. Niektóre psy (np. retrievery o „miękkim pysku”) będą wolały wspólne trzymanie lub noszenie zdobyczy z przewodnikiem. Warto jednak spytać dobrego trenera, czy niechęć do przeciągania wynika z preferencji i możliwości psa, czy przyczyną jest może źle dobrana zabawka i brak umiejętności przewodnika.
Największy komfort da psu w tej fazie dobrze uszyty, właściwie leżący w pysku materiałowy gryzak. Jeśli piłka, to raczej większa, nie za twarda, nie za śliska. Dobrze sprawdzi się polarowy szarpak czy ringo z gumy. Psu użytkowemu o wysokim popędzie będzie raczej obojętne, co mu zaproponujemy, ale zawsze należy dbać o jego wygodę. Warto od szczeniaka używać różnych zabawek, by uniknąć sytuacji, gdy pies chce się bawić tylko jednym rodzajem przedmiotu. Pies nie powinien trzymać zabawki czubkiem pyska, przednimi zębami, lecz obejmować ją całą kufą. Przeciągając się z psem dbajmy o jego komfort – nie szarpmy za mocno, nie zadzierajmy mu głowy do góry, nie wieszajmy go na zabawce z łapami nad ziemią, nie miotajmy nim. Dobre są szerokie poziome ruchy naszych rąk na boki. Jak mocne i intensywne – to zależy od psa. Jeden będzie się dobrze czuł w nieco ostrzejszej zabawie, innego zbyt to obciąży. Tego raczej opisać się nie da. Jeśli pies nie trzyma porządnie i popuszcza, zabawka powinna natychmiast uciec z pyska, inicjując ponowną pogoń. Sarenka czy zając nie będą czekać, wykorzystają każdy moment na ucieczkę z paszczy drapieżnika.
Przeciąganie nie uczy psa dominacji, nie jest złe z punktu widzenia wychowawczego! To bajki. Oczywiście każda zabawa może wymknąć się spod kontroli i mogą wedrzeć się do niej niepożądane emocje. Tak, pies może starać się kontrolować zabawę i okazywać w niej agresję wobec przewodnika, ale niekoniecznie przeciąganie jest wtedy problemem.
Pies może podczas tej fazy warczeć, najczęściej świadczy to po prostu o zaangażowaniu i dobrej zabawie, ale czasem w warczeniu brzmi stres wynikający ze zbyt dużych obciążeń. Jeśli nie jesteś pewien, jak jest w przypadku twojego czworonoga, skonsultuj to z dobrym trenerem.
Przeciąganie jest wstępem do aportowania. Pokazuje psu, że najweselej i najprzyjemniej jest z zabawką blisko przewodnika. Pies, który kocha zabawę w przeciąganie, dąży do niej, toteż ma motywację do przyniesienia rzuconej zabawki. Kiedy dobrze wypracujemy tę fazę, pies sam zacznie wciskać nam zabawkę w dłonie. To, jak chętnie pies będzie aportował, uwarunkowane jest też socjalnością psa, czyli wrodzoną chęcią zabawy i pracy z człowiekiem. Jest to coś, czego zawsze szukam wybierając dla siebie szczeniaka.
Z przeciągania przechodzimy do kolejnej fazy w zabawie – spokojnego trzymania łupu, gdy zabawka i przewodnik się nie ruszają. Niewiele jest osób, które w ogóle o tej fazie wiedzą lub które uczą tego psa. Chodzi o nauczenie psa stabilnego trzymania zdobyczy w pysku, bez walki (dążenia do przeciągania), bez żucia zabawki, bez upuszczania jej na ziemię, bez unikania przewodnika. Nie ma chyba drugiej fazy zabawy lepiej ukazującej relację psa i człowieka. Trzymać gryzak będzie tylko taki pies, który jest w stanie uspokoić się przy właścicielu (tu kłania się codzienna, pozatreningowa część relacji), powstrzymać swoje wysokie emocje, a raczej skanalizować je w pewny i spokojny chwyt. Pies nie czujący się z przewodnikiem komfortowo, nie szanujący go i nie ufający mu, będzie miał problemy z tą fazą. A jeśli owej fazy się nauczy, będzie miał możliwość wyciszenia się podczas zabawy. Potrzebują tego psy bardzo mocno angażujące się w zabawę, silnie walczące o łup, serio podchodzące do „polowania”, intensywne w popędzie (np. malinois). Jeśli nie przerobimy tego ćwiczenia na gryzaku (łatwiej na nim, niż na piłce), możemy mieć problemy z nauczeniem psa prawidłowego trzymania koziołka do aportu formalnego. Jeśli pies trenuje obronę sportową, powinien potrafić spokojnie trzymać w zębach łup – przyda się to po zerwaniu rękawa z pozoranta. Jeśli tam zacznie się bałagan (czyli pies sam puszcza rękaw i szczeka, bawi się nim, rozszarpuje), trudno będzie potem gładko przejść do elementów posłuszeństwa w obronie.
Trudno opisać naukę trzymania. Skłonność do spokojnego chwytu na zabawce również jest dziedziczona – są szczenięta, które od razu trzymają łup pełnym chwytem i mordka ani drgnie. Innym trzeba trochę pomóc. Jeszcze innych nie da się nauczyć spokojnego trzymania poprzez zabawę łupową. Pomoc polega zasadniczo na zatrzymywaniu przeciągania na początkowo sekundowe, potem stopniowo coraz dłuższe momenty. Pomagamy psu delikatnym przytrzymaniem za pysk od dołu, przytrzymaniem za obrożę pod szyją, podszarpywaniem zabawki za sznurek… jest to dość złożone. Nagrodą za trzymanie jest dalsze przeciąganie, zapoczątkowane stałym hasłem. Potem, gdy pies już opanuje trzymanie, hasło podkładamy również i pod tę fazę (u mnie są to hasła „Heja” i „Trzymaj”).
Ze spokojnego trzymania zabawki możemy przejść do kolejnej fazy w zabawie, czyli do puszczania. Tak, dopiero, kiedy pies trzyma zabawkę, wprowadzamy jej puszczanie na komendę. Początkujący uczestnicy kursów posłuszeństwa mają na punkcie puszczania istną obsesję. „Co zrobić, żeby oddał zabawkę?” – pyta właściciel owczarka, który ani nie trzyma porządnie gryzaka, ani nawet odpowiednio intensywnie go nie goni. Na naukę puszczania naprawdę jest czas. Chyba, że mamy do czynienia psem o tak mocnych popędach, że do nauki pogoni i trzymania nie trzeba się specjalnie przykładać. Przykładem może być ponownie dobry malinois. Wtedy warto wprowadzić puszczanie jak najwcześniej.
Ja zaczynam to robić już z nawet 8-10 tygodniowym szczenięciem. Chcę pokazać pieskowi, że można i opłaca się wypuścić łup z mordki, zanim popęd i zaborczość na łup staną się przeszkodą. Łatwo przegapić moment, w którym pies użytkowy powinien był poznać bezkonfliktowe puszczanie. To nieprawda, że wczesna nauka puszczania „gasi popęd”. Jeśli przeprowadzi się ją prawidłowo, wręcz go buduje. Zgasi go późniejsza konieczność walki z mocnym, dominującym psem, który nie umie i nie chce puszczać. Ogromna ilość psów pokazuje konflikt z przewodnikiem w kontekście puszczania zabawki. Słyszy się wówczas głosy o olbrzymiej twardości i sile tych psów, a prawda jest taka, że większość z nich puszczania po prostu nie rozumie, lub raczej rozumie je opacznie.
Co właściwie powinna oznaczać dla psa komenda „Puść”? Otóż to i nic innego: po jednej (!) komendzie natychmiast otwórz pysk, całkowicie wypuszczając zabawkę z niego i czekaj w spokoju i skupieniu (na zabawce) na dalszy ciąg zabawy. Jak tego nauczyć? Sposobów jest kilka.
Najprostszy w wykonaniu wydaje się ten polegający na wymianie piłki na kawałek smakołyka. Pozwala pokazać psu, że otwarcie pyszczka (pies otworzy go, gdy zatrzymamy zabawkę i podsuniemy mu bardzo smakowite jedzenie pod sam nos), skutkuje jedynie dalsza przyjemnością – jedzeniem i kontynuacją zabawy. Gdy piesek już pewnie wypuszcza zabawkę, można podłożyć pod to komendę, stopniowo wycofując pomoc jedzeniem. Sprawdzi się to tylko z psem, który ma duży popęd pokarmowy.
Inny sposób to wymiana na drugą, taką samą zabawkę. Tutaj pies wypuszcza łup, ponieważ chce chwycić drugi. Nie przepadam za tą metodą, ponieważ przewodnikom trudno przeprowadzić zabawę na dwie zabawki tak, by była dla czworonoga czytelna. Często wkrada się do niej okropny bałagan – pies puszcza pierwszą zabawkę niekoniecznie wtedy, gdy tego chcemy, czasem nie puszcza wcale i próbuje złapać od razu drugą. Nieraz psu trudno zrozumieć, że to nie widok drugiej zabawki, a hasło przewodnika jest znakiem do puszczenia. Nie mówię, że to metoda zła. Jest po prostu stosunkowo trudna dla przewodnika i mało czytelna dla zwierzęcia.
Innym sposobem jest metoda mechaniczna, które zastosowana u szczeniaczka pozwala szybko i prosto nauczyć wypuszczania łupu z pyszczka. Najłatwiej wprowadzić ją podczas zabawy piłką – dość dużą, by nie „znikała” w mordce. Polega to na ręcznym „wyłuskaniu” piłki ze szczęk szczeniaka. Kiedy złapiemy piłkę dłonią i lekko naciśniemy palcami pysk w jego kącikach, szczeniak powinien poluzować chwyt. Ten moment entuzjastycznie chwalimy i natychmiast dajemy psu znak do dalszej zabawy. Potem wprowadzamy hasło do puszczania, zawsze mówione tylko raz.
Czyli – po pierwsze – puszczanie ma być od początku skojarzone z przepustką do dalszej frajdy i – po drugie – ta frajda po puszczeniu od początku powinna być zapoczątkowana hasłem przewodnika. Najlepiej krótkim, jednosylabowym: „Łap”, „Hop”, „Weź”, Catch”, „Czip” itp. Dzięki temu dla psa od początku będzie jasne, że nie może skakać do zabawki po puszczeniu, wyrywać jej, wyciągać z dłoni człowieka. Takie psy są rzekomo „przekręcone na zabawkę”. Guzik prawda. Po prostu nie są nauczone reguł zabawy.
By pies to zrozumiał, tuż po puszczeniu nie ruszamy, nie uciekamy zabawką (wielu przewodników robi to nieświadomie), nie chowamy jej za plecy, nie zabieramy. Natomiast po haśle do złapania zabawka szybkim ruchem ucieka, zachęcając psa do pogoni i ponownego złapania. I tutaj znów zaczyna się przeciąganie. Większość puszczań z początkującym psem powinno być natychmiast nagrodzona dalszą zabawą. Jeśli pies odwraca wzrok od zabawki, traci zainteresowanie po puszczeniu – coś zrobiliśmy źle.
Nigdy, absolutnie nigdy nie należy „uczyć” psa puszczania przez podwieszenie na obroży czy szelkach. To nagminny błąd. Pies uniesiony łapami nad ziemię dość szybko wypuści piłkę (czy rękaw), bo po prostu wymknie mu się ona z pyska. Czyli fizycznie pies puszcza, ale w swojej głowie nadal bardzo chce piłkę (czy rękaw) w pysku utrzymać! W głowie tym mocniej zaciska na niej zęby, im bardziej mu się ona z zębów wymyka. Jeżeli pod to podłożymy komendę „Puść”, to mamy praktycznie pewne późniejsze problemy z puszczaniem. Pies nie rozumie słowa. Jedynie kojarzy jego brzmienie z określoną sytuacją. Przy powyższej „nauce” pies skojarzy komendę z: „Trzymaj jak najmocniej, bo zaraz ukochana zdobycz ucieknie z pyska!”.
Po puszczeniu możemy też później psu zabawkę rzucić (ale dopiero gdy przerobiliśmy powrót z zabawką), zamknąć ją w dłoni i dać psu do wykonania komendę, na dalszym etapie szkolenia schować zabawkę do kieszeni, by wykonać całą serię ćwiczeń i znów dać ją psu (zawsze po haśle wydania nagrody).
Jakakolwiek praca na zabawkę ma sens tylko wtedy, gdy pies ma opanowane wszystkie wyżej opisane fazy: chce zabawkę gonić i złapać, umie ją trzymać, potrafi czysto puścić na jedna komendę i umie czekać na hasło do ponownego złapania, nie tracąc przy tym koncentracji i motywacji. Wiele razy słyszałam, że „Pies jest przekręcony na zabawkę”, „Na piłkę całkiem przestaje myśleć”, „Nie umie (czy też nie chce) pracować na piłkę”. Zazwyczaj prawda jest taka, że pies nie rozumie, co ma robić. Nie zna zasad, nie potrafi powstrzymać swoich emocji, nie jest nauczony kontrolowania pobudzenia. A dla mnie koniecznością jest to, żeby pies dokładnie w każdej sekundzie treningu wiedział, czego od niego oczekuję. Wtedy jest w stanie pracować na swoich 100 procentach motywacji. A moim zdaniem powinniśmy starać się wyciągnąć z psa maksimum motywacji i pasji – do takiego poziomu, jaki pozwala psu na komfortową pracę.
To, co opisałam powyżej, może niektórym zdawać się zbędnym dzieleniem włosa na czworo, nadmierną dbałością o szczegóły w treningu. Ale przy pracy w wysokim pobudzeniu właśnie te szczegóły są gwarancją „czystej głowy” u psa, jego komfortu i wydajności treningu. Ktoś zapewne się sprzeciwi, że przecież na zabawkę wcale nie trzeba pracować w dużym pobudzeniu. Jasne. Można bawić się tak, by pies nie ekscytował się specjalnie, łapał zabawkę „grzecznie”, nie za mocno się szarpał i nie za szybko gonił. Ale w takim razie po co pracować z wykorzystaniem popędu łupu? Zabawka ma dać nam pasję, szybkość, maksymalne skupienie psa. Jeśli tego nie potrzebujemy, możemy równie dobrze pracować z psem tylko na jedzenie.
Nie bawmy się z psem „przez lewe ramię”, jednym okiem patrząc w telewizor, rozmawiając przez telefon lub gadając z kolegą. Niech te kilka minut będzie czasem wyjątkowym, radosnym, gdzie nie liczy się nic poza wspólną zabawa zwierzęcia i człowieka. Pies da ci tylko tyle zaangażowania, ile ty dajesz mu go od siebie. Pamiętaj o tym, zanim powiesz, że twój czworonóg nie lubi pracy na zabawkę.
Im lepszy pies (o mocniejszych popędach i pasji), tym te zasady ważniejsze. Gdy mamy do czynienia ze zwierzęciem o mniej wybujałym popędzie, nie będziemy musieli (lub wręcz nie będziemy mogli) przestrzegać ich wszystkich. Będziemy cieszyć się tym, że stateczna kundelka trzy razy zaaportowała piłeczkę. I powinniśmy okazać jej tyle samo radości i zaangażowania we wspólną zabawę, co w treningu sportowym z owczarkiem belgijskim. Bo przecież sama zabawka powinna być tylko wisienką na torcie, wykrzyknikiem w pełnej pozytywnych emocji zabawie z psim przyjacielem.
Maja Dobrzyńska