Po co komu luźna smycz?

Psy na spacerze potrafią sprawiać wiele rozmaitych problemów.

Właściciele, zgłaszający się do nas po pomoc, skarżą się między innymi na: ciągnięcie na smyczy, ucieczki, brak kontroli nad psem, gdy ten biega luzem, pogoń za zwierzyną lub samochodami, ataki czy szczekanie na inne czworonogi, zjadanie śmieci, zachowania lękowe, skakanie na przechodniów… Sporo tego i pewnie brzmi znajomo, prawda…? 11988392_1659508487620267_1607515527314330883_n

Gdy rozpoczynamy pracę nad którymkolwiek z tych uciążliwych zachowań (pod warunkiem, że pies nie potrzebuje początkowo pracy w warunkach domowych), praktycznie zawsze pierwszym wprowadzonym ćwiczeniem jest praca nad chodzeniem na luźnej smyczy.

To wydaje się logiczne, gdy sprawą kluczową jest…ciągnięcie na smyczy. Ale co ma luźna smycz do braku reakcji na przywołanie, do rzucania się na psy, do strachu przed strzałami czy do pożerania śmieci pod blokiem? Tym bardziej, że wiele z tych zachowań jest dla ludzi problemem wówczas, gdy pies jest ze smyczy odpięty.

Żeby to łatwiej zrozumieć, zastanówmy się, co oznacza i z czym wiąże się smycz napięta. Przychodząc do nas na zajęcia, praktycznie każdy pies – mały, duży, młody, stary – ciągnie na smyczy. W obroży, na kolczatce, w szelkach, na krótkim pejczu czy długiej flexi. W zależności od temperamentu – ciągnie mocno lub ledwie zauważalnie. Ciągnie albo zajmując się konsekwentnie węszeniem, albo rozglądając się w poszukiwaniu atrakcji typu nowy pies na horyzoncie. To, czy to przewodnikowi przeszkadza, zależy głownie od wielkości psa i siły mięśni człowieka.

Zachowanie psa na smyczy jest najczęściej świetnym odzwierciedleniem jego emocji wobec przewodnika i reszty świata. O ile nie mamy do czynienia z psem flegmatycznym o niskim poziomie energii, to przemieszczać się będzie najpewniej na napiętej lince, nie zaszczycając swego pana nawet jednym spojrzeniem. Żadna jego w tym wina. Tego nauczył go tenże pan…

Jak właściciel „uczy” psa ciągni10256806_496402667157236_8361301197984470217_nęcia i co w praktyce można na to zaradzić, pisałam tu: http://dogup.pl/rownaj-nie-ciagnij-noga/

Ten tekst nie będzie poświęcony technicznym radom.

Ciągnięcie jest łatwym do utrwalenia nawykiem, za którym leżą dwie główne przyczyny – brak zainteresowania przewodnikiem i ekscytacja (mniejsza lub większa) środowiskiem, czyli otaczającym światem.

Te same składowe są również przyczyną większości kłopotliwych zachowań psa na spacerze. Jeśli pies nie jest nauczony skupiać swojej uwagi na właścicielu, to jest skłonny do pobudzania się tym, co go otacza i do szukania zajęć wśród tego, co oferuje mu świat: zapachy w trawie, inne zwierzęta, ludzie, śmieci, samochody… To trochę błędne koło – im mniej ciekawy jest dla psa przewodnik, tym łatwiej będzie ekscytował się tym, co „na zewnątrz”. Im bardziej utrwali się ekscytacja, tym trudniej będzie psu zwrócić uwagę na przewodnika.

Jeśli uda nam się nauczyć psa spokojnego przemieszczania się bez napinania smyczy – zrobimy pierwszy krok do przepracowania pozostałych problemów. Dlaczego?

Dlatego, że na luźnej smyczy przemieszczać się będzie taki pies, który myśli o przewodniku i potrafi powstrzymać swoją ekscytację środowiskiem. Pies, by nie napinać linki, musi świadomie zachowywać dystans od przewodnika i dostosowywać tempo do jego marszu, skupiając na nim swoją uwagę. Nie musi wcale przy tym na niego wciąż patrzeć. Nie może także emocjonować się zbytnio światem, bo to prawie zawsze równa się napinaniu smyczy. Tak więc z jednej strony luźna smycz będzie efektem stanu emocjonalnego zwierzęcia,  z drugiej zaś – świadome pilnowanie luzu na lince wpływa na emocje. Pies potrafiący spacerować bez szarpania smyczą daje wyraz temu, że potrafi myśleć o przewodniku mimo rozproszeń, jakie oferuje świat. Również temu, że potrafi powstrzymywać swoje „ja chcę, ja muszę” i kontrolować chęć eksploracji środowiska. Dopiero, gdy osiągniemy ten stan, możemy myśleć o rozwiązywaniu poważniejszych problemów, jak rzucanie się na psy, skakanie na ludzi czy brak reakcji na 1002526_374315266032644_1263884478_nprzywołanie. W innym przypadku po prostu nie będziemy w stanie wpłynąć na psa. Z jednej strony dlatego, że w głowie mu się nie mieści zwracać uwagę na osobę trzymająca smycz, z drugiej – bo jest zbyt podekscytowany tym, co go otacza. Ekscytacja zwiększa wszystkie emocje, jakie ma w sobie pies. Pies ze skłonnością do zachowań agresywnych będzie okazywał je częściej i mocniej, gdy będzie podekscytowany. Pies lękliwy będzie wtedy bardziej skłonny do ulegania gwałtownym emocjom w sytuacji dla niego trudnej. Napięcie smyczy powoduje też często frustrację – pies bardzo chce coś zrobić (np. podejść do innego psa), nie umie z tego zrezygnować, a smycz fizycznie go przed tym powstrzymuje, powodując „nakręcanie się” zwierzęcia w emocjach.

Dodatkowo – ciągle napięta linka uniemożliwia przewodnikowi wpływanie na psa za jej pomocą. Napięcie na obroży przestaje mieć dla psa jakiekolwiek znaczenie. Niemożliwością jest również wykonanie ewentualnej korekty z napiętej smyczy.

A co ma napięta smycz do przywołania? – spyta ktoś… Przecież przywołuje się psa, który jest ze smyczy odpięty.

Prawda jest taka, że jeżeli ktoś nie ma wpływu na emocje i zachowanie psa, który jest metr czy dwa metry od niego (na smyczy), to marna jest szansa, że wpłynie na czworonoga z większego dystansu… Dlatego nie potrafię wyobrazić sobie pracy nad codziennym posłuszeństwem puszczonego luzem psa, bez przerobienia etapu „smyczowego”. Jeśli pies nie jest w stanie powstrzymać się przed dociągnięciem właściciela do osikanej przez dzika kępki trawy, a 11013626_1622397711331345_4893953566508210096_nwłaściciel nie potrafi go przed tym powstrzymać (nie fizycznie!), to nie wierzę, że odwoła psa z tropu zwierzyny. Gdy pies nie jest w stanie zachować się spokojnie w obecności innego psa będąc na smyczy, to mała jest szansa na odwołanie go, gdy będzie biegał luzem i zobaczy psiego kumpla. Po prostu – jeśli pies swoim zachowaniem pokazuje, że nie jest w stanie skupić się na przewodniku na 2, 5, 10 metrowej lince, to za wcześnie na pracę luzem. A ciągnięcie prawie zawsze jest tego dowodem.

Jeśli nie wyobrażam sobie spacerowania z moim agresywnym z natury, pobudliwym owczarkiem malinois ciągnącym na smyczy, to wcale nie dlatego, że jest silny (a jest) i wyrwałby mi ręce (a wyrywałby). Wiem, że moja kontrola nad jego zachowaniem byłaby mocno utrudniona, a jego wysokie emocje skierowane na ludzi, psy, samochody, rowery…cóż, spowodowałyby wiele kłopotów. To, że idzie na luźnej smyczy powoduje (…a może jest wynikiem tego…?), że jest spokojny, a ja mam możliwość powstrzymania go, jeśli planuje coś niewskazanego, bo zachowuje ze mną emocjonalny kontakt. Skoro potrafi powstrzymać się przed ciągnięciem do spacerowego lasku, to powstrzyma się też przed dobiegnięciem do obcego samca. Dzięki wypracowaniu luzu na smyczy mam realny wpływ na jego zachowanie, nie wpływ wyłącznie mechaniczny, przez przestawianie go kawałkiem sznurka z miejsca na miejsce… co niestety często się obserwuje.10982453_1616927735211676_5440890750858171463_n

Luźna smycz to po prostu luz w psiej głowie. A co za tym idzie – również w głowie przewodnika.

 

 

Maja Dobrzyńska