Przeciwieństwa tworzą najpiękniejszą harmonię i wszystko powstaje poprzez konflikt
Heraklit
Wstęp
W różnych dyskusjach na temat IPO, a zwłaszcza wtedy, gdy mowa o trudności tego sportu, na pierwszy plan wysuwa się najczęściej aspekt wszechstronności. Mówi się, że bardzo trudno o psa, który będzie dobry jednocześnie w tropieniu, posłuszeństwie i obronie, zaś doprowadzenie go na przyzwoity poziom we wszystkich trzech konkurencjach wymaga od przewodnika mnóstwo pracy i umiejętności. Ta wszechstronność jest zresztą wyeksponowana, jako istota dyscypliny, w innej niemieckiej nazwie IPO: VPG – Vielseitigkeitsprufung fur Gebrauchshund, czyli test wszechstronności psa użytkowego. Dla mnie jednak największa trudność IPO i zarazem jego istota tkwi nie we wszechstronności, lecz w czymś zacznie bardziej zasadniczym, co przenika wszystkie 3 konkurencje, leży u ich podstaw i tak naprawdę umożliwia harmonijną pracę w każdej z nich. Istotą IPO jest dla mnie konflikt.
Zanim to wyjaśnię, dwie ogólne uwagi. Po pierwsze, ten tekst jest w dużej mierze inspirowany filmikiem „The Elegance of IPO” autorstwa Ashleya Fostera, w którym autor doskonale wyraził i ubrał w słowa intuicje całkowicie zgodne z moimi własnymi przemyśleniami. Film jest dostępny pod tym adresem: https://www.youtube.com/watch?v=7KSPy1c21vE. Tutaj mam nadzieję rozwinąć to, co zostało w nim ujęte w formie skrótowej. Po drugie, w całym artykule przez IPO zamierzam rozumieć dyscyplinę sportową rozgrywaną według regulaminu IPO 3. Mówić więc będę o tym, czego oczekuje się od psów na zawodach, w odróżnieniu od egzaminów, na których – nie wgłębiając się zbytnio w temat – często nie oczekuje właściwie czegokolwiek, a już na pewno czegokolwiek konkretnego.
Definicje
Zacznijmy od określenia podstawowych pojęć. Przez konflikt rozumiem jednoczesne występowanie lub natychmiastowe następowanie po sobie przeciwstawnych wymagań i/lub stanów emocjonalnych. Z kolei popęd (o ile nie zaznaczę inaczej) będę rozumiał jako pasję, zaangażowanie i energię, z jakimi pies wykonuje swoje działania. Jest to oczywiście rozumienie mocno odległe od technicznego sensu tego słowa używanego w psychologii czy etologii i bliższe potocznemu jego znaczeniu wykorzystywanemu często w dyskusjach na temat IPO. Takie rozumienie pozwoli uniknąć kontrowersji co do tego, w jakich konkretnych popędach (w sensie etologicznym) pracują bądź powinny pracować psy w poszczególnych ćwiczeniach, czy tego, co w ogóle można bądź czego nie można uznać za popęd, jakkolwiek oczywiście zaangażowanie psa często wynika – wyłącznie bądź głównie – właśnie z popędu bądź popędów, w jakich ten aktualnie pracuje. Wreszcie przez kontrolę rozumiem gotowość do natychmiastowego zaprzestania podejmowanego działania oraz do przejścia w inny stan emocjonalny.
Popęd, kontrola i harmonia
Całe IPO od strony wymagań da się sprowadzić do fundamentalnego konfliktu pomiędzy popędem a kontrolą. Od psa oczekuje się, że będzie maksymalnie zaangażowany w każdą czynność i stan emocjonalny, a mimo tego zdolny do błyskawicznego przestawienia się na inne zachowanie i emocje. Te dwa elementy muszą pozostawać w idealnej równowadze: popęd nie może uniemożliwiać kontroli, a z drugiej strony kontrola nie może tłumić popędu. Dobry występ w IPO to koncert, który w niemal każdym ćwiczeniu wybrzmiewa harmonią tych dwóch przeciwnych elementów. W tej harmonii każdy z tych dwóch tonów wybrzmiewa w pełni, a mimo to nie zagłuszają się one nawzajem.
Łatwo przygotować psa, który będzie tylko zmotywowany lub tylko pod kontrolą. By posłużyć się porównaniem Ashleya Fostera, dość łatwo osiągnąć dużą prędkość na prostym odcinku, jak w wyścigach dragsterów – wystarczy dobry pojazd. Z drugiej strony, łatwo bez pośpiechu wykonać czynność wymagającą dużej precyzji, jak nawleczenie igły. Prawdziwe wyzwanie zaczyna się wtedy, gdy trzeba połączyć zarówno największą szybkość, jak i najwyższą precyzję. Przykładem mogą być wyścigi Formuły 1, gdzie sukces wymaga zarówno najwyższych umiejętności kierowcy, jak i najlepszej jakości sprzętu, który sprosta potwornym obciążeniom, jakie wiążą się z błyskawicznym przyspieszaniem i równie szybkim hamowaniem. Takie właśnie przyspieszanie i hamowanie – naprzemienne i błyskawiczne – jest udziałem psa w występie w IPO.
A jak to się ma do IPO? Obrona
Konflikt przeciwieństw i harmonię w tym konflikcie najlepiej widać w obronie, gdzie pies praktycznie cały czas jest poddawany wynikającym z tego obciążeniom. Wszystko zaczyna się już w pierwszym ćwiczeniu, czyli podczas obiegania namiotów. Pies zazwyczaj doskonale wie, gdzie jest pozorant (paradoksalnie dla osób nie trenujących IPO jest to jedna z największych trudności tego ćwiczenia), a mimo tego musi obiec pozostałe pięć kryjówek. Musi zrobić to szybko, a mimo tego ciasno i uważnie, cały czas pamiętając o pozostającym na środku boiska przewodniku. Łatwo o tempo, gdy pies obiega niemal dwa namioty na raz lub od razu biegnie do pozoranta. Łatwo o ciasne obieganie kryjówek, gdy pies drepce do nich truchtem. Łatwo też o szybkość i precyzję, gdy pies traktuje rewirowanie stricte jako ćwiczenie posłuszeństwa i nawet nie zauważa na końcu pozoranta (rzecz rzadka, ale widywałem takie przypadki). Ale dopiero połączenie szybkości, precyzji i pełnej energii włożonej w obiegnięcie każdej kryjówki przy jednoczesnej gotowości do konfrontacji z pozorantem, czynią ćwiczenie doskonałym.
Jeszcze bardziej bezpośredni konflikt ma miejsce już podczas samego oszczekiwania, gdy upragniony cel jest tak blisko, a mimo tego nie można go jeszcze chwycić, ani nawet dotknąć. Pochwalić psa, który gryzie pozoranta w namiocie czy skacze na niego, za to, że jest mocny i dominujący, to jak pochwalić kierowcę Formuły 1, który jest tak szybki, że wypada z zakrętu. Takim psom zawsze brakuje kontroli (oczywiście nauka tej kontroli z jednym psem będzie łatwiejsza, a z innym trudniejsza). Dalej, pies musi wykazać maksymalne zaangażowanie w szczekanie, nie rozpraszając się podchodzącym przewodnikiem, a jednak na jego komendę natychmiast zaprzestać oszczekiwania i jak najszybciej wrócić do nogi. Na zeszłorocznym FMBB, gdy publika biła gromkie brawa po błyskawicznym odwołaniu z kryjówki w wykonaniu psa pewnego znanego zawodnika zza oceanu, stojący obok mnie tuż koło namiotu Czesi spojrzeli po sobie i spytali: „A kaj drive”? To właśnie jest istota sprawy. Łatwo o szybkie odwołanie, gdy brak pełnego zaangażowania w szczekanie. Łatwo też o mocne szczekanie, gdy brak potem posłuszeństwa. Ale dopiero połączenie obu tych elementów przynosi wysoką ocenę w tym ćwiczeniu.
Ekstremalny przykład skrajności targających psem stanowi konwój tylny i atak z tego konwoju. Być przy nodze, ale patrzeć na pozoranta; patrzeć na pozoranta, ale nie atakować, a przy tym, mimo konieczności zachowania absolutnej precyzji przy przewodniku, błyskawicznie i z pełną mocą wystrzelić, gdy pozorant zaatakuje. Konwój z kontaktem wzrokowym z przewodnikiem i mocny atak? To proste; jeszcze do niedawna za takie wykonanie przyznawano ocenę doskonałą. Konwój z kontaktem z pozorantem, ale bez żadnego kontaktu z przewodnikiem, z dala od nogi? Jeszcze prostsze. Równy konwój z kontaktem z pozorantem, ale bez intensywności i atak bez życia? Wciąż łatwo. Ale połączenie precyzji w marszu przy nodze ze skupieniem całej energii na pozorancie, przy jednoczesnym kontrolowaniu tej energii do samego ataku, by dopiero wtedy uwolnić ją, i to z pełną mocą, czyli maksymalną siłą skumulowaną w ułamku sekundy – taki efekt może uzyskać tylko bardzo dobry przewodnik z bardzo dobrym psem.
Osobny wątek należy się samej walce z pozorantem na rękawie. Tutaj pies musi zaprezentować równy chwyt i zaangażowanie zarówno wtedy, gdy pozorant jest aktywny, rusza się i tym samym pobudza psa (presja), jak i wtedy, gdy pozorant jest bierny, a rękaw nieruchomy (faza przejściowa). Mimo tego zaangażowania pies musi natychmiast puścić rękaw, gdy padnie komenda, ale jednocześnie nie wyprzedzać komendy ani jej nie przewidywać, co widzi się często u psów, które w fazie przejściowej osłabiają chwyt i – mniej lub bardziej – żują rękaw. Najlepszy pies jest jak wytrawny kierowca Formuły 1: na prostej błyskawicznie rozpędza się do maksymalnej prędkości i choć wie, że zbliża się ostry zakręt, nie zdejmuje nogi z gazu, by dopiero w ostatniej chwili wyhamować i wejść w łuk, gotów za chwilę znów błyskawicznie przyspieszyć, poddając się niewyobrażalnym przeciążeniom. Ułamek sekundy za wcześnie, i rywal będzie szybszy. Ułamek sekundy za późno, i bolid wypadnie z toru.
Posłuszeństwo
Konflikt i harmonia przeciwieństw występują również w posłuszeństwie. Już w chodzeniu przy nodze zaznacza się wyraźny kontrast pomiędzy długimi prostymi a zwrotami, inaczej niż w obedience, gdzie odcinki proste są krótkie, a zwroty częste. Długa prosta prowokuje psa do wyprzedzania, a przez monotonię utrudnia utrzymanie pełnego skupienia – mimo tego pies musi zachować zarówno motywację, precyzję przy nodze, jak i koncentrację. Zwroty po długich prostych mogą być zaskakujące (na zmiany kierunku nie można wydać komendy), a mimo tego pies musi być na nie gotowy; z drugiej strony, mimo tej gotowości, nie może ich wyprzedzać. Podobnie jest z pozycjami z ruchu. Żeby wykonać je szybko, pies z reguły wie, że i jakie zmiany go czekają, a mimo to nie może ich – jak to się często widuje – wyprzedzać. Maksymalna precyzja i koncentracja w chodzeniu przy nodze muszą być utrzymane do samego końca. Dodatkowo przy „waruj” i „stój” pies po przyjęciu pozycji oczekuje przywołania, a mimo to musi stabilnie leżeć lub stać; z drugiej strony ta stabilność nie może gasić chęci do przywołania, i gdy tylko padnie komenda, pies musi jak najszybciej pobiec do przewodnika; jak najszybciej, chociaż przed przewodnikiem czeka go zatrzymanie. Podobną grę przyspieszania i hamowania widać w wysyłaniu naprzód – pies musi biec jak najszybciej do przodu, całkowicie skoncentrowany na celu znajdującym się daleko przed nim, ale po usłyszeniu komendy, gdy cel znajduje się już znacznie bliżej, natychmiast ten cel porzucić i zawarować. Warowanie nie może ujemnie wpływać na tempo; maksymalne tempo nie może zepsuć warowania. Oczywiście przed samym wysłaniem pies musi jeszcze przejść 10-15 kroków przy nodze i pomimo tego, że wie, że czeka go bieg naprzód, musi robić to precyzyjnie, w optymalnym przypadku – tak jak podczas pozostałej części programu.
Gra przeciwieństw jest doskonale widoczna również w aportach. Spokojny siad (obecnie element bardzo skrupulatnie pilnowany przez sędziów) podczas rzutu nie może wynikać z braku popędu ani osłabiać go. Popęd i chęć jak najszybszego dobiegnięcia do koziołka nie mogą wywoływać niepokoju w siadzie. Pełna kontrola; komenda; ułamek sekundy; pełna eksplozja energii. Na osobną uwagę zasługuje końcowa faza aportu, czyli pozycja frontalna z koziołkiem i oddanie go przewodnikowi. Nawet na wysokiej rangi zawodach widuje się wielu przewodników, którzy jak najszybciej wyciągają ręce do psa i pospiesznie wydają komendę do puszczania. Najlepsze pary są dalekie od wszelkiego pośpiechu. Pies przez cały czas utrzymuje mocny chwyt, nawet wówczas, gdy ręce przewodnika już zbliżają się do koziołka, a mimo tego natychmiast puszcza aport, gdy padnie komenda. Cóż za sztuka oddać koziołek, gdy nawet się go nie trzyma? Cóż za sztuka trzymać coś, czego nie chce się oddać? Ale na połączenie przeciwieństw, czyli mocnego trzymania i ochoczego puszczania, i to w warunkach zawodów, stać tylko najlepszych.
Ślad
Konieczność zharmonizowania popędu i kontroli występuje również na śladzie, choć nie jest tu z pewnością tak wyraźna jak w pozostałych dwóch konkurencjach. Wynika ona w tym przypadku z wymogu najwyższej precyzji, która nie może osłabiać pasji do pracy. 600 kroków to dość krótki ślad i przejście go w stylu wolnym nie jest zbyt dużym wyzwaniem dla psa nawet z przeciętną pasją do tropienia. Ale już wypracowanie go w całości z nosem przy ziemi, choć natura, warunki atmosferyczne i różne zapachy rozpraszające podpowiadają inaczej, wymaga zarówno dużej pasji, jak i kontroli, a żaden z tych dwóch elementów nie może negatywnie wpływać na drugi. Pies z samą tylko pasją będzie szedł niedokładnie, schodził ze ścieżki, pomijał lub krzywo zaznaczał przedmioty, przechodził załamania, podnosił głowę, pracował wysokim nosem; pies z samą tylko kontrolą będzie być może dokładny, ale jego pracy zabraknie intensywności i zaangażowania, a napotkany problem prawdopodobnie ją zakończy, gdyż psu zabraknie motywacji do odnalezienia śladu. Tak więc praca na śladzie IPO musi być intensywna, ale nie pospieszna, pełna zaangażowania, ale dokładna, samodzielna, ale ujęta w ramy wyuczone podczas treningu.
Co z tego wynika?
W powyższym opisie widać, że konflikt w IPO zaznacza się w różnym stopniu w poszczególnych konkurencjach. Najsilniej cechuje obronę i w niej jest najbardziej widoczny, w mniejszym stopniu występuje w posłuszeństwie, a w najmniejszym na śladzie. Zauważmy, że doskonale pokrywa się to z trudnością poszczególnych konkurencji. Najtrudniejsza i najbardziej złożona jest obrona. W grę wchodzi tu najwięcej popędów (tym razem w sensie etologicznym), tak więc ilość elementów behawioralnych i emocjonalnych, które mogą ze sobą pozostawać w konflikcie i które trzeba zharmonizować, jest największa. Do tego dochodzi konflikt pozorant – przewodnik. W posłuszeństwie ten ostatni jest oczywiście nieobecny, a ponadto ilość popędów (znów w sensie etologicznym), cech psychicznych i tym samym stanów emocjonalnych, jakie wchodzą w grę, jest mniejsza – odpada np. agresja, chęć walki czy dominacja. Na końcu mamy ślad, gdzie konflikt zaznacza się najsłabiej i gdzie najłatwiej o wysoki wynik – jeśli ktoś na mistrzostwach świata uzyskuje setkę, to można być pewnym, że to rezultat z tropienia.
Z takiej charakterystyki IPO wyłania się również obraz idealnego psa do tego sportu. Jest to mianowicie pies o jak najszerszym spektrum popędów (w sensie etologicznym), twardy, waleczny i dominujący wobec człowieka, co pozwala na uzyskanie jak najpełniejszej harmonii i jak najbogatszego wyrazu w jego pracy, a zarazem – w sensie temperamentu – zrównoważony, czyli sangwiniczny, co sprawia, że ta wielość popędów nie przeradza się w pstrokaty bałagan. Typ sangwiniczny to typ, u którego procesy pobudzania i hamowania pozostają w równowadze: jedno i drugie następuje równie szybko i z równą intensywnością, a to jest dokładnie to, co – jak pisałem wyżej – jest najważniejszym wymogiem IPO. Piszę to z pełną świadomością wbrew licznym miłośnikom choleryków, wedle których pies do IPO musi być do nieprzytomności nakręconą maszynką, którą trudno opanować, a spod skóry wystają jej końcówki nerwów. Szybkość, dynamika, pasja i zaangażowanie w pracę u choleryka będą takie same jak u sangwinika (pobudzanie), natomiast uzyskanie kontroli w treningu i utrzymanie jej z zawodów na zawody (hamowanie) będzie znacznie trudniejsze, gdyż jest to po prostu bardziej odległe od jego natury. Innymi słowy, oba typy oferują podobny pułap możliwości, ale z sangwinikiem będzie on łatwiejszy do uzyskania i utrzymania.
Kolejną kluczową cechą u psa IPO-wskiego jest popęd stada. Nie będę się tu wdawał w spory definicyjne (czy taki „popęd” spełnia tę, czy inną definicję popędu) ani terminologiczne (popęd socjalny; socjalność). Wolę jednak zacząć ten wątek od wspomnienia o popędzie, by wyraźnie zasygnalizować, że mamy do czynienia z cechą wrodzoną. Przez popęd stada rozumiem dążenie do zadowolenia przewodnika. Wynika z tego chęć do robienia czegoś dla niego, a nie dla zewnętrznej nagrody, co możemy nazwać chęcią współpracy. Oczywiście taka chęć jest również w dużej mierze wynikiem odpowiedniej więzi pomiędzy przewodnikiem a psem, opartej na wzajemnej sympatii i szacunku, ale taka więź możliwa jest jedynie z psem, który ma odpowiednio wyrażony popęd stada. W jaki sposób chęć współpracy ułatwia psu i przewodnikowi pracę w IPO? Trzymając się porównań motoryzacyjnych, można powiedzieć, że pełni ona funkcje sprzęgła pomagającego połączyć przeciwstawne zachowania i stany emocjonalne. Przyjrzyjmy się temu na przykładzie obrony, gdzie jest to doskonale widoczne niemal w każdym ćwiczeniu. Odwołanie od oszczekiwania pozoranta czy puszczenie rękawa wymaga oda psa tymczasowego zaprzestania czynności, która sprawia mu wielką przyjemność. O wiele łatwiej to uzyskać, gdy nagrodą za to będzie nie tylko późniejsza możliwość ponownego zrealizowania tej przyjemności na komendę przewodnika, lecz gdy nagroda będzie również zawarta już w samej czynności odwołania czy puszczenia rękawa. Innymi słowy, psu z popędem stada i właściwą więzią z przewodnikiem dużo naturalniej przyjdzie chwilowe powstrzymanie się od realizacji popędu, gdyż robi to dla tego przewodnika i już to samo w sobie jest dla niego w pewnym stopniu przyjemne. A im coś jest łatwiejsze i bardziej naturalne dla psa, tym mniejszym kosztem może to uzyskać przewodnik. W praktyce sprowadza się to najczęściej do mniejszego stopnia przymusu, jakiego trzeba użyć w nauce danych elementów, a to z kolei pozytywnie wpływa na elementy sąsiadujące. Im mniejszy przymus w nauce odwołania z kryjówki, tym mniejsze ryzyko, że pies będzie niepokoił się podejściem przewodnika, odwracał głowę, obniżał intensywność szczekania, uprzedzał odwołanie; w takim przypadku zmniejsza się również niebezpieczeństwo negatywnych emocji psa w pozycji przy przewodniku i potem w chodzeniu przy nodze. Im mniejszy przymus w nauce puszczania rękawa, tym mniejsze ryzyko, że pies będzie niepokoił się zbliżającą się komendą i osłabiał chwyt, żuł rękaw, uprzedzał puszczanie, czy przeciwnie – „zacinał się” na rękawie, nie chcąc za żadną cenę puścić. Słyszę często – zwłaszcza wśród owczarkarzy – słowa zachwytu pod adresem psów (oczywiście nie wszystkich), które mają notoryczne problemy z puszczaniem. Że takie twarde, że waleczne, że agresywne, że dominujące. Między tymi słowami da się wyczytać pochwałę prawdziwego, idealnego psa przeciwstawionego sportowym psom puszczającym, którym jakoby brak waleczności, i usłyszeć tęsknotę do czasów, w których psy IPO-wskie pracowały w Raiserowskiej szarości, zanim rosnące wymagania tego sportu zamieniły go w zielono-niebieski cyrk. Dla mnie jest to jedno z najpospolitszych usprawiedliwień słabych osiągnięć, bazujące na fałszywym przekonaniu, jakoby popęd stadny wykluczał się z walecznością, dominacją i agresją (lub, jak kto woli: błękit z szarością). Widziałem bardzo wiele dobrych psów, które wykazywały olbrzymi popęd stadny i były niezwykle skore do współpracy z przewodnikiem, a zarazem na zabój twarde i dominujące w walce z pozorantem. Z drugiej strony, wszystkie psy z problemami z puszczaniem, jakie miałem okazję obserwować na zawodach, w treningach i w codziennych relacjach z człowiekiem, miały słaby popęd stada oraz/lub niewłaściwą więź z właścicielem oraz/lub źle prowadzony trening. Oczywiście słaby popęd stada może negatywnie rzutować na pozostałe aspekty, czyli więź i treningi, ale tym bardziej nie widzę tu powodów do stawiania takich psów za wzór. Znowuż, to jak chwalić kierowcę Formuły 1, który nie słucha szefów swojego zespołu, pędzi bez opamiętania i na każdym przejeździe rozbija bolid.
A dlaczego poświęcam temu tyle uwagi? Otóż wbrew wielu osobom, z których znaczna część wywodzi się właśnie z grona miłośników niepuszczających twardzieli, uważam, że sportowe IPO, którego istotę stanowi konflikt, jest dobrym testem prawdziwej użytkowości psów, a nie konkursem cyrkowych sztuczek, który w gonitwie za punktami już dawno całkowicie oderwał się od życia. To właśnie konieczność sprostania wszechobecnym niemal konfliktom wymaga takich właściwości psychicznych, które przydatne będą również w prawdziwej służbie człowiekowi. Dla mnie mocny pies to nie ten, który nierozerwalnie zakleszcza się na rękawie i pobudza bez opamiętania. Mocny pies to dla mnie ten, który potrafi bez szkody na psychice znieść ciągłe przechodzenie w skrajne stany emocjonalne, w pełni angażując się w każdy z nich i w każdym odnajdując dobre samopoczucie, a tym samym wewnętrzną równowagę, która pozwala mu z powodzeniem konkurować przez kilka sezonów. Pierre Walstrom, zapytany o różnice pomiędzy psem sportowym a służbowym, powiedział: „To podział całkowicie chybiony! Dobry owczarek niemiecki będzie odpowiedni w każdym programie hodowlanym”.
I na koniec uwaga dotycząca rzekomej nienaturalności IPO. Otóż IPO, tak jak je opisałem, wymaga pełnego zaangażowania w każdą czynność i stan umysłu, a następnie błyskawicznego przeniesienia tego zaangażowania w całości na inną czynność i stan. U dobrego i dobrze przygotowanego psa nie ma tu miejsca na rozpamiętywanie tego, co było przed chwilą, ani przewidywanie tego, co zaraz się zdarzy. Jest całkowite oddanie się temu, co teraz. Jeśli zgodzimy się, że jednym z elementów natury psa, który odróżnia go od nas, jest „życie chwilą”, to może te psy, które trenują IPO, przy okazji mogą też być trochę bardziej… psami. Czyż wobec tego może być regulamin bliższy ich naturze?
Patryk Krajewski