Relacja z Mistrzostw Świata Owczarków Belgijskich w Czechach

Po zakończeniu FMBB w Pisku czas na relację z ostatniego dnia zmagań w IPO, czyli niedzielnego wielkiego finału, oraz podsumowanie całej imprezy. Zapraszam do lektury.

Ta ostatnia niedziela…11164785_495731050579153_6508207883380415717_n

Czwórka sędziów na płycie, nowi pozoranci, pełne trybuny i napięcie rosnące w porządku geometrycznym w miarę pojawiania się na płycie coraz to lepszych zawodników z czołowej dwudziestki – wielki finał FMBB zawsze generuje wielkie emocje. Nie inaczej było w Pisku, tym bardziej że o najwyższe laury walczyć mieli faworyci gospodarzy, dwaj wspaniali przewodnicy z wybitnymi psami – trzeci po części zasadniczej Martin Plechacek z Antraxem Ostraryką (287 punktów) i prowadzący Petr Foltyn z bratem Antraxa, Auzzym (289 punktów).

Starty w wielkim finale co roku pokazują, jak wielkim wyzwaniem jest przygotowanie psa do dwóch pełnych występów w posłuszeństwie i obronie na przestrzeni kilku dni. Podobnie było i teraz – werdykty sędziowskie nierzadko oscylowały w okolicach 80 punktów, a swoistym rekordem było zaledwie 76 punktów z obrony dla 11. po części zasadniczej Estonki Kristi Nops – wynik godny lokaty daleko za pierwszą 60-tką – które zepchnęło ją na 19. lokatę. Podobne trudności dotykały również znacznie bardziej znanych i utytułowanych zawodników, ale o tym zdążę jeszcze opowiedzieć. Tymczasem byli i tacy, którzy w finale przeżywali swoje małe i większe sukcesy. Niemal identyczny wynik, co w pierwszej części, uzyskał Ivan Balabanov, pokazując przy tym zdecydowanie lepszy obraz posłuszeństwa (wyraźnie czystsze i bardziej energiczne chodzenie przy nodze i piękne pozycje z ruchu), awansując ostatecznie tuż za podium, a swoje rezultaty poprawiła Niemka Stephanie Ollmann: 94 punkty za eleganckie, dynamiczne posłuszeństwo i przede wszystkim 96 za obronę – niemal bezbłędną i znacznie wyrazistszą niż np. wspomniany Balabanov – dały jej drugi wynik niedzieli i awans z 12. na 8. lokatę. Jednak największym bohaterem finału – i jak dla mnie całych zawodów – był Węgier Arnold Kivago. 9. po części zasadniczej z wynikami z B i C odpowiednio 95 i 96 punktów teraz uzyskał 93,5 i 96,5 punktu i awansował na 5. miejsce. Radość z pracy, ekspresja, pełne chwyty i agresja psa Lito vom Adlerauge, nienaganne przygotowanie i mistrzowskie – świadome i eleganckie – prowadzenie go przez przewodnika, a wszystko to spojone w widoczną w każdym kroku harmonijną całość relacji pomiędzy tą dwójką: oto praca, na jaką stać tylko najlepszych na świecie, choćby ich nazwisko nie należało do najszerzej znanych w kynologicznym światku. Arnold Kivago – od publiczności w Pisku jeden z najgłośniejszych aplauzów całych zawodów, a ode mnie w tym miejscu czapka z głowy i niski ukłon.18236_497140760438182_4773590838827456733_n

Wreszcie przyszedł czas na najlepszą czwórkę zawodów. Jako przedostatni pojawili się na płycie Petra Sporrer i Martin Plechacek. Niemka w finale miała sporo problemów z emocjami psa (piszczenie), a w wysyłaniu naprzód Erekowi zabrakło pewności i szybkości, jednak 88 punktów wydaje się oceną nazbyt surową, zwłaszcza w obliczu 91,5 punktu Martina, którego Antrax miał jeszcze większe wątpliwości przy ostatnim ćwiczeniu. Po ogłoszeniu wyników na trybunach zawrzało od niemieckiej strony, jednak największe emocje miały nadejść za chwilę wraz z ostatnią parą. Program rozpoczęła Romy Gelrach i uraczyła publiczność identycznie ładnym posłuszeństwem jak w części zasadniczej. Jednak czeska widownia już czekała na występ Petra, i odkąd tylko ten stanął na punkcie, każdemu kolejnemu ćwiczeniu towarzyszyła burza oklasków. Gdy już wydawało się, że Czech uzyska wynik, który w obliczu dwupunktowej przewagi nad Romy Gerlach i lepszej od niej obrony niemal zapewni mu mistrzostwo, przyszedł czas na aporty. Auzzy spokojnie wysiedział wyrzut koziołka, pewnie się wysłał, idealnie go chwycił i w tempie doniósł, ale po puszczeniu zaczął wpychać się na Petra i samowolnie chwytać aport. Ten sam błąd powtórzył w następnym ćwiczeniu, tym razem wytrącając Petrowi mały koziołek z ręki. W takich chwilach myśli się, że „on nigdy nie robił tego na treningu”, i dopiero głuchy jęk publiczności uświadamia, że to stało się naprawdę i właśnie najprawdopodobniej przegrało się upragnione mistrzostwo. Ostatecznie Petr dostał 89 punktów (swoją drogą – jakim sposobem o jeden więcej niż Petra Sporrer?), zaś Romy Gerlach 96,5 i w tym momencie Niemce do zwycięstwa „wystarczyły” 93 punkty z obrony, czyli dokładnie tyle, ile uzyskała w pierwszej części imprezy. Kto jak kto, ale Niemcy nie zawodzą i punktują z niebywałą regularnością: 92 punkty po bardzo ładnym i poprawnym występie Gerlach oznaczały, że – po pierwsze – Niemka wyprzedziła o punkt startującego tuż przed nią Martina Plechacka (96 punktów i najefektowniejsza obrona zawodów, z imponującą walką na każdym chwycie i czołówką wyrywającą pozoranta z butów) i – po drugie – Petr Foltyn do zwycięstwa potrzebował obrony niemal idealnej z wynikiem 99,5 punktu. Niemożliwe? Kto, jak nie on, chciałoby się zapytać, który rok temu w Tuusuli w wielkim finale FMBB uzyskał 99 punktów. Jednak już szerokie rewiry i niespokojny siad po odwołaniu z kryjówki pozbawiły Petra i tych resztek nadziei. Ostatecznie Czech uzyskał 95 punktów i zajął 3. miejsce, o 4.5 punktu za nowokoronowaną mistrzynią Romy Gerlach i o 1.5 punktu za Martinem Plechackiem.

Nasz występ

Na mistrzostwach świata punktujemy z niezawodną regularnością. W Rudnicach mieliśmy 268, w Tuusuli 269, w Malmo 269 i teraz ponownie 268 punktów, jednak występ w Pisku okazał się naszym najlepszym startem na tym poziomie, gdyż po raz pierwszy wskoczyliśmy do najlepszej 30-tki, zajmując 27. miejsce. Po tym starcie towarzyszą mi mieszane uczucia. Z jednej strony cieszy coraz wyższe miejsce, zwłaszcza przy wciąż rosnącym poziomie światowego IPO, oraz drugie posłuszeństwo całych zawodów (ex aequo z Pavlem Slahorem, a gorsze tylko od mistrzyni Romy Gerlach), z drugiej pozostaje niedosyt po wynikach ze śladów i obrony. Mógłbym zżymać się na Hariego Arcona, że zabrał mi punkty za coś, w czym nie widziało błędu przynajmniej pięciu innych światowej klasy sędziów na najwyższej rangi imprezach, gdyż uzyskałbym wówczas na śladzie przynajmniej 90 punktów i z oceną bardzo dobrą awansował do wielkiego finału, ale muszę uczciwie powiedzieć, że z taką obroną, jaką mamy, nie miałbym tam czego szukać. Spotkałem się z komentarzami, że na ponownym ataku po czołówce Aiax założył bardzo słaby chwyt, bo pozorant poszedł na niego z nogami i nie podał rękawa. Otóż tak to teraz wygląda na wysokiej rangi zawodach – pozorant nie ma podać rękawa, a zaatakować psa, układając jedynie klin pod takim kątem, żeby nie uniemożliwić psu założenia chwytu. Jeśli Aiax nie poradził sobie z atakiem Jana Bohma, co zrobiłby na jeszcze szybszym i niżej trzymającym rękaw Jirim Machu czy napierającym niczym Mike Tyson za najlepszych lat Radku Kupce? Niby nieźle to wygląda, niby na pierwszym pozorancie dostajemy same bardzo dobre, niby i na czołówce pies zakłada chwyt co najmniej przyzwoity, ale potem przychodzą dwa błędy i wynik po raz kolejny okazuje się najprzeciętniejszy z przeciętnych. Niby to rzecz oczywista, ale im więcej siebie wkładasz w pracę i im więcej poświęcasz, tym boleśniejsza okazuje się kolejna konfrontacja ze znaną prawdą, że wyżej tyłka nie podskoczysz.

Wspomnienia

Bez względu jednak na wszystko ten start w mistrzostwach świata był dla mnie wspaniałym przeżyciem, z którego po czasie i tak będę pamiętać to, co najlepsze. FMBB 2015 to dla mnie kolejne doświadczenie poczucia harmonii z inną żywą istotą, towarzyszące tym kilku niezwykle intensywnym minutom występu, będące dla mnie bez wątpienia jednym z najpiękniejszych uczuć w życiu. To wspaniała atmosfera sportowego święta tworzona przez widzów i zawodników na stadionie i wokół niego. To konkretne sytuacje, w których najadłem się strachu i doświadczyłem ludzko-sportowej życzliwości: pomiar linek przed śladem, gdy okazało się, że moja jest o 40 cm (sic!) za krótka, i dopiero Martin Slowak pożyczył mi taką o regulaminowej długości (znacznie lżejszą i przez to ustawicznie wypadającą Aiaxowi spod tylnych łap); to jedyny trening obrony w Czechach, kiedy to Bert Aerts i jego ekipa opóźnili swój wyjazd na kolację i nie tylko użyczyli mi 6-ciu kryjówek, ale i sami sprawnie rozstawili je na boisku (dzięki i tu, Bert). To wreszcie malownicze wyżynne, wiejskie krajobrazy Bohemii, pośród których umiejscowiony był nasz kemping; poranne treningi na spowitych mgłą polach i wieczorne spacery sosnowymi lasami, otwierającymi się z nagła na rozbrzmiałą szmerem kumaków gładką taflę jeziora, dawały fantastyczną równowagę emocjonalną pomiędzy pozytywnym sportowym stresem a wyciszeniem.

* * *

Na koniec dziękuję firmie Dingo za sponsoring techniczny całej polskiej kadry, dzięki któremu zyskała ona wreszcie spójny wygląd. Mam nadzieję, że jest to pierwszy krok na drodze ku lepszym czasom. Firmie Dingo dziękuję również za indywidualne wsparcie mnie i dostarczenie mi profesjonalnego sprzętu treningowego. Liczę, że jest to początek dłuższej, udanej współpracy.

Patryk Krajewski