Dobry pies do sportu to pies z popędami – to powie każdy, kto choć trochę liznął profesjonalnej pracy z psami. Popędy te pozwalają zwierzęciu mocno zaangażować się pracę, a zaspokajanie ich przynosi mu dużą radość. Większość osób wspominając o popędach u psa sportowego, wymienia w pierwszej kolejności popęd łupu (instynkt pogoni, atawistyczna pozostałość po polowaniu na zwierzynę) oraz popęd pokarmowy. W przypadku IPO bądź cywilnej pracy obrończej pomaga też dobrze wykształcony popęd obrony, umożliwiający pracę w agresji.
Lecz zaskakująco mało osób, z którymi miałam okazję o popędach rozmawiać, pamięta o najważniejszym moim zdaniem popędzie psa do sportu (w każdym razie takiego, który ma polegać na współpracy psa z przewodnikiem jak np. IPO). Tym popędem jest popęd socjalny psa do człowieka. Z odpowiedzi na moje pytania wynika wręcz, że wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy z jego istnienia. Gdy pytam: „Czy jest socjalny?” słyszę zwykle odpowiedź dotyczącą stopnia zsocjalizowania zwierzęcia bądź poziomu jego agresji: że się nie boi, że jest pewny siebie (bądź nie), że potrafi (lub nie) pracować w rozproszeniach, że jest przyjazny lub agresywny wobec psów/ludzi. Moje pytanie dotyczy zaś czegoś, z czym pies przychodzi na świat, co ma (lub nie) dane od natury.
Popęd socjalny niestety trudno krótko zdefiniować, by definicja była wyczerpująca. Najprościej: jest to potrzeba bliskości a także robienia czegoś wraz z człowiekiem. Naturalna chęć podążania za jego wskazówkami, gdy motywacją nie jest coś innego (jedzenie, zabawka), lecz tylko aprobata przewodnika i możliwość kontaktu z nim. Można powiedzieć, że pies obdarzony popędem socjalnym pracuje w dużej mierze „bezinteresownie”, tzn. nie czekając na rzeczową nagrodę – smakołyk czy piłkę. Już serdeczna pochwała, kontakt fizyczny, uśmiech czy nawet bezgłośna akceptacja przewodnika wzmacniają zachowanie. Taki pies instynktownie podporządkuje się człowiekowi i będzie zwracał uwagę na jego wskazówki, zakazy czy zachęty, bo takie zachowanie jest dla niego najbardziej naturalne. W sytuacji, gdy musi podjąć decyzję, co zrobić, obejrzy się na człowieka. Bardzo ładnie pisze o tym Armin Winkler w swoim artykule o popędach:
„Chęć współpracy to prawdziwa gotowość do podążania za wskazaniami przewodnika. (…) Nie chodzi o psa,, który świetnie pracuje za jedzenie lub zabawkę. Nie chodzi o psa,, który jest uległy. Nie chodzi o psa,, który jest w stanie znieść duży przymus i wyciągnąć z tego nauczkę. Chodzi o psam, który posiada wewnętrzne przekonanie, że podążanie za wskazaniami przewodnika najlepiej służy jego własnemu dobru. Takiemu psu można pokazać, co ma zrobić. Nie trzeba go do tego ani nakłaniać smakołykami, ani zmuszać siłą. Sądzę, że najlepszą miarą chęci współpracy jest stopień zachęty lub siły, jaki został użyty, by pies podążył za naszym wskazaniem (gdy mówię o sile, nie mam na myśli psa twardego bądź miękkiego wobec korekt).
Pies o dużych popędach, chętny do pracy i szybko się uczący nie zawsze jest przykładem psa z chęcią współpracy. Taki pies często sam uczy się wielu rzeczy, aby zaspokoić popęd. Postawa taka jest bardzo charakterystyczna i można odnieść wrażenie, jakby pies chciał nam powiedzieć: „Wiem! Wiem! Ja sam!”. Pies chętny do współpracy z radością przyjmuje wskazania przewodnika i nie postrzega ich jako zbędnej ingerencji w swe dążenie do zaspokojenia popędu.”
Od roku sama mam szczęście doświadczać życia z psem wybitnie socjalnym – mowa tu o moim młodym maliniaku Falcu Marshall Dogs. Już kiedy wybieraliśmy go z miotu, sprawdzaliśmy go w pierwszej mierze pod tym kątem (poza reakcją na zabawkę i jedzenie). Był szczenięciem bardzo aktywnie zabiegającym o kontakt i wytrwałym w podążaniu za człowiekiem. Nie wyrósł z tego, przeciwnie: jego socjal jeszcze się rozwinął. Poznałam jakość, jaka z dotychczasowym psem, Soccerem, była mi całkowicie obca. Ta wspaniała cecha Falca wciąż mnie zachwyca, zarówno podczas treningów sportowych, jak i na co dzień.
Pamiętam, jak na pierwszym seminarium z Marko Koskensalo zadziwiła mnie informacja, że nie używa on smakołyków podczas codziennego życia ze swoimi psami. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak można osiągnąć posłuszeństwo i więź z psem bez użycia nagród. Nie wiedziałam jednak jeszcze wtedy, co to jest maliniak, pies który powinien być z natury obdarzony dużym socjalem do przewodnika.
Po pierwszych miesiącach życia ze szczeniakiem dostrzegłam to, o czym mówił Marko. Falco uczył się codziennych zasad i prostych komend tak szybko, że oczy wychodziły mi na wierzch ze zdziwienia. Miałam wrażenie, że rozumie on każde moje słowo i przyjmuje je w najbardziej naturalny sposób. Bezbłędnie czytał moje wskazówki, podążał za nimi z wyraźną radością, za największą nagrodę przyjmując możliwość dania mi buziaka czy wtulenia się. Do dziś na co dzień wybierze właśnie to, gdy ma do wyboru również smakołyk. W odpowiedzi na zakaz, nakaz czy prośbę nie pyta (jak Soccer): „A co ja będę z tego miał? Wolę to zrobić po swojemu.” Zdaje się mówić z uśmiechem (socjalny pies ma bogatą mimikę): „Dobra, skoro tak chcesz, nie ma problemu!”. Ogromnie łaknie fizycznej bliskości. Głaskanie, przytulanie, włażenie na kolana, na głowę i do łóżka – gdyby mu na to pozwolić, korzystałby z tego cały czas. Przy szybkości, intensywności i pobudliwości maliniaka kontakty z nim wymagają ode mnie dużej świadomości, bo bardzo łatwo jego emocje mogłyby wymknąć się spod kontroli i przerodzić w histeryczną ekscytację.
Dzięki socjalowi Falco fantastycznie reaguje na korekty – wychodzi wręcz z siebie, by zadowolić przewodnika, a ogon lata mu przy tym jak szalony. Za sprawą tej cechy nie sprawia nam większych problemów jego złodziejstwo – wszystko, co ukradnie (ciuchy, buty), zaraz przynosi do nas, bardzo zadowolony z siebie. Aportuje nawet surowe kości. Przynoszenia przedmiotów nie musiałam nagradzać smaczkiem czy wymianą na zabawkę – wspólne trzymanie ze mną, przy mnie, było wystarczającym wzmocnieniem.
Od aportu najlepiej chyba przejść do wagi popędu socjalnego w sporcie – od tego zagadnienia przecież zaczyna się ten tekst. We wszystkich trzech konkurencjach IPO (w śladzie na pewno w mniejszym stopniu) socjal wybitnie ułatwia pracę. Rzecz jasna, nie on jeden umożliwia efektywny trening. Falco ma bardzo duży popęd łupu i praca na zabawkę w posłuszeństwie skutecznie go nagradza. Jednak radość z zabawy piłką nigdy nie jest większa od radości z możliwości pracy ze mną. Ta piłka stanowi jakby wisienkę na torcie, a nie wyłączny cel pracy (jak u Soccera). Chęć zdobycia piłki nie odbiera Falcowi rozumu, nie zmniejsza możliwości uczenia się mimo jego dużego pobudzenia. Sama zabawa zabawką ze mną też staje się pełniejszą nagrodą, gdyż przyjemnością jest nie tylko pogoń, złapanie i szarpanie, lecz również wspólne noszenie zdobyczy czy wtulenie się z nią we mnie. Psu socjalnemu łatwiej również znieść odroczenie nagrody w czasie, schowanie zabawki poza zasięg wzroku, i wytrwale oraz radośnie pracować niejako dla mnie. To rzecz nie do przecenienia na zawodach, gdy jedyną nagrodą dostępną dla psa mogę być właśnie ja. Przydaje się to głównie podczas chodzenia przy nodze, które składa się na ponad 80% występu.
W konkurencji C współpraca z człowiekiem okazuje się na wagę złota, gdy przychodzi do posłuszeństwa w obronie. Pies socjalny będzie miał mniejszą skłonność do głuchnięcia na komendy (puszczanie, odwołanie), do wychodzenia spod ręki (konwój), nie zapomni o przewodniku podczas walki z pozorantem. Rzecz jasna sam ten popęd obecny w psie nie załatwi sprawy, konieczny jest dobry trening i niezaniedbywanie codziennej relacji.
Co się tyczy tropienia, to techniki trzeba oczywiście uczyć psa za pomocą smakołyków, ale chęć do podążaniem za zapachem człowieka (a nie sarenek, myszy, innych psów, zajęczych bobków) będzie bardziej naturalna dla psa socjalnego.
Wielu ludzi zaskakuje, gdy określam Falca jako psa bardzo socjalnego. Wynika to z tego, że ci, dla których to pojęcie jest niejasne, jako brak socjalności odbierają jego dużą agresję. Zwierzątko moje odziedziczyło bowiem w genach (po tatusiu, co wynika z rozmów z właścicielami Auzzy’ego) niezbyt często spotykaną obecnie cechę, mianowicie: tzw. agresję – nomen omen – socjalną. By wyjaśnić, co to takiego, znów posłużę się cytatem z Armina Winklera:
„Agresja socjalna to jedyny rodzaj agresji, jaki można określić mianem agresji aktywnej. (…) Agresję socjalną określa się mianem agresji aktywnej, ponieważ nie wymaga ona żadnego określonego działania jako bodźca wyzwalającego. Agresja socjalna pełni dwie funkcje o biologicznym znaczeniu. Po pierwsze, umożliwia ona gatunkowi równomierne zasiedlenie danego terytorium poprzez utrzymywanie z dala od siebie równie silnych osobników. Po drugie, pozwala ona ustanowić i utrzymać porządek w grupach społecznych takich jak stado. Agresja socjalna jest zawsze zwrócona przeciwko przedstawicielowi tego samego gatunku. W rasach hodowanych do pracy w policji i wojsku selekcja prowadzona była w taki sposób, by rozszerzyć zasięg agresji socjalnej psów również na ich przybrany gatunek – ludzi. Dla odmiany, u ras hodowanych do walk selekcja szła w takim kierunku, by agresja socjalna nie objęła człowieka.
(…). Niemal we wszystkich starszych opracowaniach poświęconych psom policyjnym podkreślano, że psy takie okazywały nieufność i agresję wobec obcych, a zarazem były bardzo wierne i oddane swej rodzinie oraz niezwykle czułe wobec dzieci. Taka kombinacja cech wyrasta moim zdaniem z bardzo silnych zachowań stadnych, przy czym stado tworzy dla takiego psa jedynie bardzo wąska i ściśle określona grupa. Wynika z tego wierność i oddanie wobec wszystkich jej członków i agresja wobec wszystkich obcych, nawet jeżeli należą oni do tego samego gatunku.
(…) Psy z agresją socjalną odczuwają potrzebę okazywania agresji wobec obcych. Można to kontrolować i nauczyć psa tolerowania nieznajomych, jednakże taki pies nigdy nie będzie w stosunku do nich towarzyski czy przyjazny bez względu na to, jakie metody treningowe wobec niego zastosujemy. Potrzeba agresywnej konfrontacji z obcą osobą pod nieobecność przewodnika może zniknąć jedynie wówczas, gdy osoba ta podejmie tę konfrontację i ustanowiona zostanie hierarchia. Istnieją wówczas dwie możliwości – albo człowiek poskromi psa i podporządkuje go sobie, albo okaże mu wyraźną uległość. Odtąd nie jest już dłużej osobą obcą lecz pełnoprawnym członkiem stada”.
Falco wyrósł ze spoufalania się z ludźmi (i psami) spoza stada mniej więcej po skończeniu 7 miesięcy, czyli w czasie osiągnięcia dojrzałości fizycznej. Był szczenięciem przyjaznym i starannie socjalizowanym, zmiana w jego zachowaniu wyraźnie wynikła z cech wrodzonych, które ujawniły się w określonym wieku. Jego reakcje (które oczywiście muszę tłumić i modyfikować szkoleniem) to wynik właśnie wrażliwości socjalnej – prowokuje go kontakt wzrokowy, pochylanie się nad nim, dotykanie, nachalne odzywanie się wprost do niego. Gdy obcy nie próbują nawiązywać z nim kontaktu, jest obojętny, nawet przy centymetrowym dystansie.
Agresja do obcych to wyraźnie druga strona tego samego medalu, lustrzane odbicie bezwarunkowej, intensywnej miłości do mnie, Patryka i reszty naszych psów. Przyjaźnie potrafi zachowywać się również wobec ludzi, z którymi spędzi więcej czasu, niejako akceptując ich jako „stado”. Jednak nigdy nie pozwala im na tyle, co mnie i Patrykowi (czyli praktycznie na wszystko).
Jestem pewna, że wybujały socjal Falca pozwala mi zaznać tak cudownej więzi z psem, której nie doświadczyłabym, gdyby tej cechy mu ująć. Mam wrażenie, że rozumiemy się bez słów, jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi.
Gdy ktoś spyta mnie, jakiej cechy szukać u szczeniaka (nawet niekoniecznie do sportu), zawsze odpowiem, że właśnie popędu socjalnego.
Maja Dobrzyńska