Po wielomiesięcznych treningach, wielodniowych przygotowaniach do drogi i wielogodzinnej podróży wreszcie dotarliśmy do Finlandii. Na miejscu powitały nas dwie przykre niespodzianki – jedna w postaci zimnej i ociekającej deszczem pogody, a druga w postaci kiepskiej organizacji. O ile tego pierwszego można się było spodziewać, to pod tym drugim względem Finowie zaskoczyli in minus, zwłaszcza tych, którzy pamiętają wzorcową organizację mistrzostw świata FCI w 2010 roku. I tak najpierw musieliśmy blisko godzinę jeździć po niewielkim miasteczku w poszukiwaniu stadionu (brak oznaczeń), potem na tymże stadionie przez kwadrans nie mogliśmy znaleźć sekretariatu (trzy różne wersje jego lokalizacji), by wreszcie w tym sekretariacie nie znaleźć osoby, która mogłaby nam pomóc. Czarę goryczy dopełnił wieczorny telefon od naszej opiekunki, która poinformowała mnie, że… nie mam terenów na ślad treningowy, bo właściciel pola się obraził. Po prostu wstyd.
Ale dość narzekań. Na plus tego dnia należy zaliczyć udany trening oficjalny, przeprowadzony wspólnie z drużyną norweską, której z tego miejsca dziękuję za życzliwość i profesjonalizm. Plus to tym większy, że do ostatniej chwili zastanawiałem się, czy w ogóle wychodzić tego dnia na płytę, gdyż Aiax na ostatnim treningu przed wyjazdem doznał urazu prawej przedniej łapy i dość mocno utykał. Ostatecznie jednak zdecydowałem się wystąpić, ograniczając się właściwie tylko do wysyłania naprzód. Wyszło dobrze, a wieczorem po kontuzji nie było już prawie śladu, tak że pozostaje zakasać rękawy, przycisnąć organizatorów w kwestii terenu na ślady i wreszcie na dobre rozpocząć święto – ceremonia otwarcia i losowanie już dziś po południu!