Reżim, dyscyplina i brak dzieciństwa, czyli jak nie zwariować ze szczeniakiem w domu – część 2.

Mój Falco rośnie! Ma już nie dwa miesiąca, ale aż trzy. W związku z jego wiekiem nareszcie odczuły ulgę moje zmaltretowane nogi – wycieczki z i na 4 piętro nie są już tak częste. W ciągu dnia mały wytrzymuje bez sikania nawet 4 godziny, a co najważniejsze, zakończyły się nocne pobudki – gdy ostatni spacer odbywa się ok. północy, jest mi dany luksus spania do 6-7 rano. Nie musi już też wychodzić od razu po jedzeniu (choć większość posiłków i tak jest spożywana na dworze, w różnych okolicznościach spacerowo-treningowych). Wydłużył się w związku z tym okres, jaki mały spędza w domu poza klatką. Młody maliniak latający po mieszkaniu wielu moim znajomym automatycznie kojarzy się z demolką. Ale nie u nas. Mój nieludzki sposób prowadzenia szczeniaka, oparty na reżimie i ograniczeniach ratuje przed zniszczeniem meble i dywany oraz uczy psa, jak stać się niekłopotliwym towarzyszem w dwupokojowym mieszkaniu.

 

FalcOd pierwszego dnia pobytu u nas Falco nie miał do dyspozycji całego domu. Starałam się mieć go zawsze blisko siebie, zamykałam drzwi, stawiałam barierki, by zawsze mieć małego na oku i móc zauważyć i przerwać wszelkie próby obgryzania mebli i innych sprzętów. Niszczenie ciekawskimi ząbkami to czynność przyjemna, samonagradzająca, wzmacniająca się samym jej uskutecznianiem. Nie dopuszczając do takich zachowań, zwyczajnie nie daję małemu poznać tej przyjemności. W zamian za to podaję mu jadalne gryzaki i kości, by zajął czymś małą paszczę i głowę (surowe kości, ponieważ budzą największe emocje, daję do ogryzania z ręki, dotykając szczeniaka po różnych częściach ciała; mieliśmy już mały problem z próbami bronienia takiej cennej „zdobyczy”).

 

Żucie gryzaków to oczywiście nie jedyne zajęcie Falca. Co jakiś czas proponuję małemu krótkie zabawy jedną ze schowanych przed nim piłek czy szarpaków. Przeciąganie i aportowanie (to mały lubi na razie najbardziej) trwa kilka minut, lecz jest to intensywna zabawa na 100%. Równie czytelny jest jej początek jak i koniec. Im piesek starszy, tym więcej ćwiczę z nim w domu na smakołyki – w brzuszku mieści się więcej i motywacji starcza już i na dom, i na spacer. Lubimy też zabawy socjalne, gdy kładę się z wniebowziętym maluchem na podłodze i przewalamy się w wesołych zapasach. Bardzo jednak dbam o to, by podniecenie w takiej zabawie nie sięgnęło zbyt wysokiego pułapu i kontroluję siłę, z jaką szczenię może chwytać mnie zębami. Bynajmniej nie stosuję do tego powszechnie zalecanej metody „piśnij i wyjdź z pokoju”. Nie przerywam kontaktu, wykorzystuję stanowcze emocje pełne dezaprobaty oraz słowo zakazu, warunkowane z początku lekką korekta ręką. Szczeniak naprawdę świetnie to rozumie i nie mam żadnych problemów z nauczeniem psa zakazu. W intensywną zabawę wplatam – z początku kilkusekundowe, teraz dłuższe – chwile spokoju i ostudzenia emocji. Lekkie, spokojne, stanowcze przytrzymanie wijącego się i gryzącego psa, połączone z powolnym masażem skutecznie wyciszają malucha. Przy okazji to jedna z najważniejszych lekcji dla młodego zwierzęcia z dużym temperamentem – by na polecenie przewodnika potrafił się opanować. Taką zabawę w popędzie socjalnym też wyraźnie kończę, nie reagując potem na zaczepki małego. Dzięki ramom, jakie nadaje każdej zabawie, piesek uczy się, kiedy jest czas na szaleństwa oraz tego, że to ja decyduję, kiedy się odbywają i ile trwają. Maluch musi umieć „nic nie robić”, a dla szczeniaka nie jest to samo z siebie takie oczywiste.razem

W swoim zamiłowaniu do reżimu i dyscypliny nie zawsze pozwalam też Falcowi bawić się z Aiaxem tak długo i tak intensywnie, jak by tego chciał. Zwykle im dłużej trwa zabawa, tym bardziej maliniaki zaczynają się rozkręcać, i jeśli zaczyna to grozić bieganiem po meblach lub szaleńczymi gonitwami po mieszkaniu – przerywam zabawę. Odwołuję małego i proponuję jakąś rozrywkę od siebie lub uspokajam go przy sobie. Nie pozwalam też młodemu zaczepiać Aiaxa, gdy ten odpoczywa i nie ma ochoty na kontakt. Co prawda Aiax świetnie sobie radzi z korygowaniem natręta, ale ja również chcę mieć wpływ na jego interakcje z psami.

 

Falco nie może wskakiwać na meble bez mojego zaproszenia i nie wolno mu przekraczać umownej bariery, za którą znajduje się legowisko mojego drugiego psa. Soccer nie ma takiego wyczucia jak Aiax i nie mogę pozwolić na to, by musiał korygować malucha za próby przeszkadzania mu w odpoczynku. Szczeniakowi nie wolno też zaglądać do szafki z koszem na śmieci, ale to oczywiste. Z mniej oczywistych zakazów gnojek ma też szlaban na bawienie się i w ogóle interesowanie swoim ogonem (a miał takie zapędy). Nie wiem, czy minęłoby to z wiekiem (tak było w przypadku Aiaxa) czy przerodziło w zachowania kompulsywno – obsesyjne, ale na wszelki wypadek wolę nie ryzykować.

 

Po otwarciu drzwiczek od klatki maluch może ją opuścić dopiero na hasło „chodź”.  Przy przechodzeniu przez drzwi i inne przejścia również musi czekać na moje pozwolenie, nie pozwalam mu się przepychać. Nie ma to nic wspólnego z teoria dominacji – ma to nauczyć psa, że o dostępie do wszystkiego, czego on chce i co mogę mu dać, decyduję ja. Uczy go to również szacunku do mojej przestrzeni osobistej, co jest dla mnie nieodzowne w późniejszym życiu z psem. Serdecznie chwalę i nagradzam każde podporządkowanie się mojej woli i każdą reakcję na poznane już hasła (nawet tylko socjalem, bo maluch bardzo to na szczęście ceni, lecz zawsze mam w kieszeniach również małe smakołyki).

 

Mały, gdyby mógł, wciąż by za mną łaził. To bardzo miła odmiana dla mnie, właścicielki absolutnie asocjalnego kundla, ale uczę Falca, że nie zawsze może być tam, gdzie ja. Początkowo kilkusekundowe, potem dłuższe chwile, gdy zamykam mu drzwi przed nosem i zostawiam samego (nie w klatce), zapobiegną patologicznemu klejeniu się psa do człowieka.

falc 2

W domu maluch poznaje też gości. Znajomi zapraszani są teraz również po to, by socjalizować szczeniaka z ludźmi. Mimo, że Falco jest bardzo przyjazny, socjalizacja nie polega na całkiem swobodnym kontakcie. Dyscyplina i reżim wkradają się i na to pole! Podczas gdy Patryk otwiera drzwi i wpuszcza gościa, ja – z psem na smyczy – ćwiczę skupienie, proste komendy i sztuczki, nagradzając ich wykonanie smakołykami Gdy gość wchodzi i siada, ja karmię psa nadal. Dopiero na moje hasło szczeniak może podejść do nowego człowieka i przywitać się. Kontroluję zarówno gościa jak i psa (kontrola zachowania gości jest bardzo trudnym zajęciem i zasługuje na osobny artykuł…), często odwołuję szczeniaka, nagradzam i puszczam ponownie do kontaktu. Zależy mi na tym, by  obcy ludzie nie byli dla niego bardziej atrakcyjni ode mnie. Poza tym – znowu – by pies nawet w wysokich emocjach (jak podczas zabawy z innym psem) potrafił przekierować się na mnie. Kontakt z obcymi ludźmi szczenię ma fundowane też poza domem – na spacerach i „w gościach”, ale o tym w kolejnej, „pozadomowej”, spacerowej części artykułu.

 

Maja Dobrzyńska