Treser czy psi psycholog?

W bezdennych odmętach Internetu natknęłam się ostatnio na dyskusję, której uczestnicy zastanawiali się, gdzie powinien szukać pomocy posiadacz agresywnego psa. Wielu uważa, że na pewno nie na grupowym kursie posłuszeństwa, lecz na lekcjach indywidualnych. Głównie dlatego, że agresywny pies nie pozwoli na komfortową pracę reszcie grupy, a poza tym wymaga indywidualnego podejścia. Inne osoby posuwają się dalej, twierdząc, że w ogóle pomocy nie należy szukać u tresera/trenera, który takie kursy posłuszeństwa prowadzi, a tylko u behawiorysty/psiego psychologa. Ich zdaniem pies agresywny to pies problemowy, potrzebujący indywidualnej terapii z osobą potrafiącą wniknąć w zakamarki psiego umysłu, wiedzącej, co dzieje się w psychice zwierzęcia. Taką osobą może być ponoć wyłącznie behawiorysta czy też psi psycholog, bowiem treser/trener zajmuje się zupełnie czymś innym: szkoleniem psa w celu nauczenia go określonych komend typu „siad”, „waruj” czy „aport” (również do sportu).

Dawno nie spotkałam się z czymś tak niedorzecznym._MG_1518

Przecież wiedza z zakresu psiej psychologii, umiejętność wyobrażenia sobie, co dzieje się w psiej głowie, całościowe spojrzenie na relację przewodnik-pies są absolutnie konieczne do jakiejkolwiek skutecznej pracy, czy to na kursie grupowym, czy na indywidualnym, czy na zajęciach sportowych. Osoba, mająca rozwiązać problemy człowieka posiadającego jakiegokolwiek nieułożonego psa, MUSI posiadać wiedzę zarówno z zakresu psychiki zwierzęcia (i to nie tylko teoretyczną, znalezioną w książkach i na wykładach,) jak i posiadać umiejętności praktycznej pracy z psami.

W jaki sposób miałby pracować treser, chcący skutecznie nauczyć podstawowych komend pięć psów o zupełnie innej osobowości, gdyby nie znał się na psiej psychologii? Działałby dokładnie tak samo z rozpieszczonym, dorosłym, pobudliwym i energicznym labradorem i z niepewnym, wycofanym, zamkniętym w sobie chartem? Albo z chętnym do pracy, łakomym owczarkiem i z mało zmotywowanym, niezależnym mieszańcem? Jak ów treser miałby przygotować do zawodów czy egzaminu z posłuszeństwa psa i przewodnika, gdyby nie potrafił stwierdzić, co aktualnie na treningu dzieje się w psiej głowie i w jakiej codziennej relacji pozostaje ten pies ze swym właścicielem? Praktyczne problemy pojawiające się podczas nauki określonych ćwiczeń są nie do rozwiązania, gdy oderwać je od stanu psychicznego zwierzęcia (na który ma wpływ nie tylko sytuacja treningowa, ale codzienne pożycie psa z przewodnikiem). Przykładowo – problem psa z kontaktowym chodzeniem przy nodze czy podgryzaniem aportu może wynikać z tego, że zwierzę generalnie czuje się niekomfortowo przy swoim właścicielu, który na co dzień nie umie zadbać o prawidłową relację.

Z drugiej strony – jak miałby pomóc psu (i jego właścicielowi) psi psycholog, który – owszem – wyjaśni psychiczne podłoże problemowego zachowania (np. agresji), narysuje nawet wykres przedstawiający poziom hormonów stresu w psim organizmie, a nie będzie potrafił pokazać praktycznych ćwiczeń, mających pomóc właścicielowi panować nad psem? Takie ćwiczenia jak chodzenie przy nodze, siadanie czy warowanie (lub ogólnie jakakolwiek konstruktywna praca) to integralny element zmiany zachowania zwierzęcia. W jaki sposób behawiorysta pomoże właścicielowi temperamentnego, łupowego, ale wrażliwego szczeniaka, jeśli nie potrafi pokazać prawidłowej zabawy z psem zabawką, z wyraźnymi fazami przeciągania i uspokojenia, z czytelnym puszczaniem…? Być może opisze dokładnie łańcuch zachowań łowieckich, ale jeśli nie zadba o właściwą zabawę aportem, ryzykuje powstaniem konfliktu na płaszczyźnie przewodnik – pies. Jak behawiorysta rozwiąże problem nadmiernej ekscytacji psa na spacerze – zwykle powiązana jest ona z ciągnięciem na smyczy –  jeśli nie będzie potrafił tą smyczą operować oraz chwalić i nagradzać psa we właściwym momencie?

W moim odczuciu podział na behawiorystów i trenerów wydaje mi się jeszcze bardziej teoretyczny, sztuczny i pseudonaukowy, niż podział szkolenia na pozytywne i tradycyjne.

 

Co się zaś tyczy zasadności udziału psa agresywnego w kursie grupowym, to zależy to znowu od tego, kto taki kurs prowadzi. Oczywiste jest, że powinien to być szkoleniowiec podchodzący indywidualnie do każdego psa na kursie. Próby szkolenia wszystkich uczestników „na jedno kopyto” skończą się niepowodzeniem niezależnie od problemów, z jakimi uczestnicy zgłosili się na kurs. Indywidualne podejście umożliwia nie tylko niewielka ilość psów na placu, lecz także elastyczność trenera jeśli chodzi o metody pracy. Satysfakcjonujący efekt osiągnie też wyłącznie szkoleniowiec, który potrafi podejść indywidualnie i z psychologicznym zacięciem nie tylko do psa, ale też do każdego przewodnika, bo przecież tak naprawdę to głównie ludzi uczy się na placu…grupa

Argument, jakoby agresywny pies miał dezorganizować zajęcia i sprawiać dyskomfort innym uczestnikom, wydaje mi się wyjątkowo nietrafiony. Dobór odpowiedniego i dobrze dopasowanego sprzętu (obroża, szelki, łańcuszek, smycz czy linka, w niektórych przypadkach kaganiec), nadzór prowadzącego kurs i odpowiedni dystans od reszty powinny zapewnić bezpieczeństwo wszystkim na placu szkoleniowym. Najczęściej zaś dezorganizują zajęcia (zwykle tylko przez pierwszych kilka spotkań) wcale nie psy agresywne (których naprawdę jest niewiele), lecz te mocno ekscytujące się w obecności innych zwierząt i ludzi. Brak panowania nad emocjami na widok psa czy człowieka to główny problem, z jakim zgłaszają się uczestnicy kursów, a który nierzadko mylony jest z agresją – sfrustrowany pies może np. szarpać na smyczy i szczekać. Dobrze poprowadzony kurs grupowy ma szansę pomóc zarówno wspomnianym frustratom, jak i prawdziwym agresorom, gdyż uczy panowania nad emocjami, skupienia na przewodniku, ignorowania rozproszeń i wykonywania konkretnych czynności zamiast problemowego zachowania. Brak możliwości wspólnej zabawy agresywnego psa z innymi podczas zajęć nie jest dla mnie akurat żadnym argumentem, ponieważ zabawy z pobratymcami są zwykle ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują zwierzaki trafiające na kurs…

Oczywiście, warunkiem tego, by kurs grupowy pomógł jakiemukolwiek psu w zmianie zachowania, jest codzienna konsekwentna praca przewodnika z psem, co zawsze podkreślamy wielokrotnie, nie zawsze z dobrym skutkiem: bardzo częsty widok to całkowita zmiana zachowania właściciela psa tuż po tym, jak ogłaszamy koniec zajęć. Psy uczą się tego błyskawicznie i często wzorowo zachowują się tylko w granicach placu, a po wyjściu z niego wracają do starych nawyków, np. zachowań agresywnych.

Prawdą jest, że najczęściej to spotkania indywidualne z psem problemowym są efektywniejsze – uwaga szkoleniowca jest poświęcona w 100% jednemu zwierzęciu i jego przewodnikowi, pracować można nie tylko w jednym miejscu, ale w każdym, w jakim pojawiają się problemy. Często drobne błędy ze strony właściciela (lub reszty rodziny) wpływają na pozornie niezwiązane z nimi zachowania, a wychwycić je można tylko obserwując życie psa z ludźmi „w domowym zaciszu”.

Ale to nie tryb zajęć – grupowy czy indywidualny – ma największe znaczenie przy ocenie szansy na sukces szkoleniowy, lecz zaangażowanie przewodnika i jego cierpliwa, codzienna, konsekwentna praca pod kierunkiem dobrego szkoleniowca. Jak go nazwiemy… to naprawdę kwestia poboczna. Grunt, by znał się na psach…

 

Maja Dobrzyńska