Patyk czy piłka?

Niewielu jest ludzi, którzy podczas spaceru z psem w ogóle proponują czworonogowi jakiekolwiek aktywności i rozrywki. Ale jeśli już ktoś postanawia urozmaicić wspólną przechadzkę, wybór pada zwykle na najbardziej popularną zabawę – rzucanie patyka (względnie kamienia, kasztana czy co tam akurat leży na ziemi). Najczęściej ciężko to nazwać nawet aportowaniem, bo zazwyczaj zabawa nie ma żadnego konkretnego kształtu, ale pozwala choć trochę zwierzę zmęczyć. Ale ja, choć jak najbardziej jestem zwolenniczką uaktywnienia psa, zwykle odradzam używania patyków i kamieni podczas spacerowych czy działkowych szaleństw ze zwierzakiem. W zamian za to polecam zabieranie na spacer z domu piłki, gryzaka czy innej wygodnej zabawki. Często napotykam na opór, tak jakby rzucanie psu patyków było już czymś na kształt mocno zakorzenionej w ludziach tradycji… W rozmowie odwołuję się do poniższych argumentów, starając się zmienić jednak podejście właścicieli psów.100_2665

Przede wszystkim – patyk, kamień czy kasztan są często zwyczajnie niebezpieczne dla psiego zdrowia lub nawet życia. Pechowo złapany lub niesiony patyk może poważnie skaleczyć psa w gardło, a mały kamień czy kasztan spowodować zadławienie. Dodatkowo – kamienie bardzo niszczą psie zęby.

Choć to bardzo ważne, ja chciałam skupić się nie na zdrowotnym ryzyku ( bo nie jestem weterynarzem), zaś na ryzyku behawioralno – wychowawczym. A takie, co niektórych zaskakuje, często wiąże się z opisanymi zabawami.

Zabawa z psem w aportowanie czy przeciąganie jest świetną formą nagrodzenia psa za posłuszeństwo, realizuje zwierzę fizycznie i psychicznie, prawidłowo nauczona poprawia więź psa z człowiekiem i podnosi pewność siebie naszego pupila. Ale żeby tak było, muszą być spełnione pewne warunki, które ciężko utrzymać wybierając do zabaw patyk czy kasztany.

Aby przedmiot, którym się z psem bawimy, mógł posłużyć za nagrodę (a ta przydaje się choćby w nauce przywoływania energicznych psów), musi być kojarzony z przewodnikiem. Pomijam tu zastosowanie nagród środowiskowych (czyli pochodzących „z zewnątrz”), gdyż te są mniej użyteczne i trudniejsze do zastosowania w większości przypadków. Prościej – jeśli pies wie, że przedmiot, którym tak fajnie można się bawić, mieści się w kieszeni przewodnika, będzie miał interes w tym, by do przewodnika wracać i przebywać blisko niego. Gdy wie, że zabawka pojawi się w rękach człowieka po wykonaniu komendy (np. „do mnie”), jego motywacja wzrośnie i skieruje się na właściciela. W psiej głowie utrwali się skojarzenie – chcesz się dobrze bawić, idź do pani/pana, bo tylko tam znajdziesz swoja ulubioną piłkę czy gryzak.RSCN4323

Natomiast w sytuacji, gdy pies przyjemność kojarzy z patykiem, kamieniami czy innymi elementami środowiska… zwyczajnie nie ma powodu, by interesować się właścicielem. Po co do niego przychodzić, skoro ukochany patyk można znaleźć pod każdym drzewkiem, w krzakach i trawie. Dodatkowo, kiedy przewodnik nie dysponuje zasobem (bo dysponuje nim środowisko i pies), nie może kontrolować momentu rozpoczęcia i zakończenia zabawy. Tym samym zabawa nie może pojawić się w momencie godnym nagrodzenia. Pies może znaleźć i podrzucać sobie patyk, biegać z nim zawsze, kiedy chce. Jaki więc ma interes we współpracy z właścicielem? Żaden…

Możliwość ciągłego dostępu do ulubionego przedmiotu powoduje czasem poważniejsze następstwa. Zwierzę z dużym popędem łupu (chęcią łapania i noszenia czegoś w pysku, co jest cechą wrodzoną) może zafiksować się na punkcie patyków czy kamieni, popaść w coś na kształt obsesji. Tylko w mojej rodzinie były dwa takie psy – kundelka Gama i wyżeł Besser. Jeśli tylko miały dostęp do kamieni (w przypadku Gamy mógł to być jakikolwiek znaleziony przedmiot, nawet drewniana centymetrowa drzazga), np. na wakacyjnym wyjeździe, domagały się rzucania niemal cała dobę. Jeśli akurat nikt nie miał na to czasu czy ochoty, Gama godzinami stała nad kamykiem, wpatrując się hipnotycznie w wybranego człowieka z wytrwałością border collie. Besser natomiast na tyle się w takiej sytuacji frustrował, że również godzinami szczekał na wybrany kamień, aż do całkowitego zachrypnięcia.

Oba te psy znajdowały się niemal bez przerwy w stanie dużego pobudzenia, napięcia czy frustracji. Miały problem z odpoczynkiem, uzależnione od niewątpliwie dużej przyjemności aportowania. Takie psy mogą oczywiście podobnie pobudzać się podczas zabawy piłką czy gryzakiem, ale istnieje duża ważna różnica – zabawką człowiek może dysponować, chować ja w razie potrzeby i tym samym dawkować psu zabawę. Natomiast nie sposób zabrać i poukrywać wszystkich patyków czy kamieni… jest to zwyczajnie fizycznie niemożliwe. W przypadku zabawki możemy nauczyć psa, że jest czas dzikiej zabawy i czas relaksu, regulowane przez przewodnika. Oczywiście, możliwe jest to tylko wtedy, gdy piłka czy gryzak wyjmowane są tylko na czas wspólnych aktywności, do czego szczerze zachęcam. Inaczej pies (jak wspomniana Gama) będzie bez przerwy ekscytował się nie kamieniem a piłką, co bywa uciążliwe nie tylko dla samego psa, ale też dla nagabywanych przez niego ludzi.Kopia 100_2619

Zabranie na spacer w kieszeń (lub plecak) piłki na sznurku naprawdę nie jest tak bardzo niewygodne, wymaga jedynie (albo aż…?) zmiany przyzwyczajeń.  Pozwoli za to spędzić czas z ulubieńcem w miły, bezpieczny, zdrowy i edukacyjny sposób.

 

 Maja Dobrzyńska