Spacerkiem w dorosłość

Ależ te dzieci rosną! To, jak szczeniak szybko się rozwija, jak dojrzewa jego mały móżdżek, najlepiej chyba widać na spacerach. Falco skończył już 4 miesiące i ledwo pamiętam jak wyglądały spacerki jakieś 10 kilo psa wcześniej. Na pewno były częstsze i na pewno krótsze. Częstsze z oczywistego powodu – mała wytrzymałość pęcherza u szczeniołka. Krótsze – bo maluch ma mniejszą pojemność żołądka i króciutką umiejętność skupienia się na pracy w motywacji. spac

Jakiej znowu pracy? – spyta ktoś ze zdziwieniem. Spacer to spacer, czas dla psa, a nie trening. Pewnie, że nie trening – odpowiem ja, wielbicielka reżimu – ale spacer to również czas intensywnej nauki. Czego na dworze może uczyć się takie maleństwo jak dwu-trzymiesięczny owczarek?

Właściwie dwóch podstawowych rzeczy. Pierwszej – że świat nie jest niczym strasznym i drugiej – że największą atrakcją jest własny człowiek i inicjatywa na spacerach należy do niego. Tego powinien co prawda nauczyć się szczeniak każdej rasy (by być w wieku dorosłym niekłopotliwym towarzyszem), ale myśl o zaniedbaniach w tych kwestiach w przypadku owczarka malinois przyprawia mnie o gęsią skórkę. Maliniak to pies o bardzo żywym temperamencie, masie energii, dużej reaktywności i wrażliwości, ponadprzeciętnej inteligencji, dużych popędach, a po osiągnięciu pewnego wieku również ze skłonnością do agresji. Dlatego prowadzenie takiego psa powinno być wyjątkowo staranne. W związku z tym na każdym dłuższym spacerze (bo są też i takie kilkuminutowe na fizjologię) kieszenie są pełne smakołyków i zabawek, a maluch jest póki co zawsze na smyczy lub lince. Wracam po każdym spacerze solidnie spocona – od wspólnych przepychanek, zabaw w berka i chowanego, przeciągania się szmatką, niespodziewanego rzucania się plackiem na ziemię (mały uznaje to za najlepsza zachętę do przywołania i jednocześnie za najlepsza nagrodę za nie), wymyślania nowych urozmaiceń, zabaw i miejsc do socjalizacji. Kosztuje to, owszem, więcej wysiłku niż bezmyślne przechadzanie się za psem ciągnącym na smyczy lub puszczenie go „żeby się wylatał”, ale po 2 miesiącach widać wyraźne efekty takiej gimnastyki.

Przede wszystkim – niepewność wobec nowości zamieniła się w ciekawość lub obojętność. Pamiętam, jak malutki Falco potrafił zjeżyć się, szczeknąć, wycofać, opuścić ogonek, głównie w reakcji na człowieka pojawiającego się zza rogu czy w mroku, ale też na dziwny przedmiot czy nieznany dźwięk. Dziś większość przechodniów wcale nie zwraca jego uwagi, ewentualnie wykazuje on wobec pewnych osób serdeczne zainteresowanie i chęć kontaktu. W krytycznym okresie socjalizacji pozwalałam na witanie się z obcymi (którzy wyglądali na zrównoważonych i po ich poinstruowaniu, jak się zachować), by mały przekonał się, że niczym mu nie zagrażają. Teraz pracuję już nad tym, by wobec ludzi zachowywał się obojętnie. Pomagają mi w tym duże ilości smaczków i pieszczot z mojej strony, również w gościach u rodziny.

zabawa

Inną dużą zmianą jest świadoma chęć kontaktu psa ze mną podczas spaceru. Maluszkowi zajęło jakiś czas, by przekierować uwagę za świata na mnie i pojąć, że to ze mnie wyskakują jedzenie i zabawki. W następnej kolejności zrozumiał, że to jego działanie wpływa na pojawianie się tych atrakcji. Motywacja do pracy i wspólnych zajęć rosła (i rośnie) z każdym dniem. Dziś do nagradzania mogę używać już tylko suchej karmy, nie muszę specjalnie kombinować z atrakcyjnością smakołyków.

Ogromnie rozwinął się jego popęd łupu i chęć zabawy zabawkami – szczególnie właśnie na dworze, gdzie początkowo miewał z tym problemy. Rozpraszało go niemal wszystko. Aktualnie – gdy w ruch pójdą piłeczki – cały świat przestaje dla niego istnieć. Jedna rzecz, jeśli chodzi o zabawę, nie uległa zmianie od małego – wciąż tak samo chętnie aportuje, rozczulając mnie swym popędem socjalnym do człowieka.

Psy – ponieważ nie bawi się z przypadkowymi czworonogami – nie budzą jego zainteresowania. Jeśli na jakiegoś trochę się zapatrzy, wystarczy jedno słowo i przekierowuje się na mnie. O „łączność” dbam również podczas spacerów luzem z Soccerem lub Aiaxem, a także podczas kontaktów z wybranymi psami znajomych. Staram się, by drugi pies nie stał się atrakcyjniejszy ode mnie, bo to potem byłby spory kłopot.

Nasze spacery są coraz przyjemniejsze i nabierają konkretnych kształtów. Maluch całkiem sporo już potrafi. Świetnie rozumie słowa pochwały i zakazu, nie wspominając o reakcji na imię. Siada i kładzie się na komendę (do leżenia potrzebuje czasem pomocy naprowadzeniem) w różnych warunkach i zostaje w tych pozycjach na dobre kilka – kilkanaście sekund, również w rozproszeniach, gdy ja oddalam się na kilka metrów lub chodzę wokół niego. Z pomocą gestem siada na odległość. Pięknie przybiega na pierwsze zawołanie. Nie ciągnie na smyczy, pilnuje prawej nogi, sowicie nagradzany jedzeniem i serdecznym poklepaniem. Napinać smycz może, gdy ma szelki – na dłuższym spacerze nie pilnuję wciąż luźnej smyczki, bo to jest jeszcze intensywna praca (zawracanie, zatrzymania, przywołania itd.). Toteż szelki oznaczają „rób co chcesz, możesz ciągnąć”, zaś obroża „ani kroku na napiętej lince”. Falco zdaje się to już rozumieć. Śmiga różne sztuczki, łącznie ze szczekaniem na komendę, ale ulubioną jest „ściana”, oznaczająca oparcie się o coś przednimi łapami. W ogóle maluch bardzo lubi wspinanie się i wskakiwanie na różne przeszkody. Podczas miejskich spacerów wykorzystuję do zabaw z nim murki, ławki, sterty piachu, zabawki na parkowych placach zabaw, dziwne powierzchnie – wszystko nowe, co może być urozmaiceniem i co jednocześnie służy socjalizacji. Pięknie zrozumiał, by czekać na zaproszenie przy wychodzeniu i wchodzeniu przez wszelkiego rodzaju drzwi, głównie wejściowe i od klatki schodowej.

I jeszcze jedna, świetna zmiana – kiedy coś go umiarkowanie zestresuje (pokazał to ostatnio przy odwiedzinach w dużym sklepie zoologicznym), to stres idzie w motywację do pracy oraz kontakt ze mną i w tym piesek szuka rozładowania emocji. Na pewno jest w tym jakaś zasługa mojej pracy, ale głównym motorem jest jego fantastyczny popęd socjalny. To pierwszy mój świadomy pies, u którego mogę cieszyć się tą wspaniałą cechą, więc co dzień zachwyca mnie jakimś innym zachowaniem. Ostatnio w lesie wracaliśmy tą samą drogą. Falco zatrzymywał się w każdym miejscu, w którym ja poprzednio leżałam, kucałam czy siedziałam (gdy mu się chowałam lub wołałam go) i węszył, machając delikatnie ogonem. Mój drugi pies zainteresować się może co najwyżej zapachem zwierzyny…spacerek

Jednym słowem – teraz spacery z młodym to sama przyjemność. Wyraźnie czuję już więź, jaka tworzy się między mną a moim zwierzęciem. Wysiłek i starania, jakie włożyłam w spacerową pracę z maluszkiem, sprawiły, że mogę to powiedzieć teraz – gdy skończył 4 miesiące. A jest to przecież wiek, w którym często pojawiają się pierwsze problemy z podrastającym szczeniakiem. Szczenię, trzymające się dotąd nogi opiekuna, zaczyna śmielej poczynać sobie podczas wspólnych wyjść. Jeśli zabrakłoby fundamentów w postaci budowania atrakcyjności człowieka w oczach psa, właściwej socjalizacji i stawiania szczeniakowi podstawowych ograniczeń, pewnie nie byłoby teraz tak różowo…

 

Maja Dobrzyńska