Reżim, dyscyplina i brak dzieciństwa, czyli jak nie zwariować ze szczeniakiem w domu.

Sika na dywan. Zostawia kupy, gdzie popadnie. Gryzie meble. Kradnie buty. Łapie za nogawki i rękawy. Wciska się w każdy kąt mieszkania, by coś zniszczyć. Płacze wniebogłosy, gdy zostawić go na chwilę samego. Biega jak szalony po domu, szczekając dla rozrywki. Wskakuje na meble. Bez umiaru zamęcza swym towarzystwem starszego psa. Śpi w dzień, by bawić się w najlepsze o 3 nad ranem. Budzi się rześki o 5, pakując się na głowę właściciela.

 

Czy o czymś zapomniałam, kreśląc obraz standardowego życia ze szczeniakiem? Słodkie stworzenie na czterech małych łapkach, z zębami ostrymi jak igły, może w kilka dni rozpętać chaos w każdym domu, a także zburzyć równowagę emocjonalną mieszkającej w nim rodziny. Zwykle, mimo strat materialnych i duchowych, rodzina pozwala maluchowi cieszyć się beztroskim dzieciństwem, postanawiając czekać, aż piesek po prostu z wiekiem spoważnieje, a uciążliwe zachowania szczenięcia przyjmując za standard nie do uniknięcia.

 

1476313_554116051336789_142466101_n

Ja natomiast– przyjmując dwa tygodnie temu pod swój dach 8 tygodniowego owczarka belgijskiego malinois, egoistycznie postanowiłam okrutnie odebrać srajtkowi jego beztroskie dzieciństwo i dla własnego świętego spokoju wprowadzić w nasze wspólne życie ograniczenia, reżim i dyscyplinę, i to od pierwszych chwil malucha w naszym domu…

 

W każdym razie – jestem pewna – tak właśnie przeciętny Kowalski odebrałby moje działania mające na celu przystosowanie maliniaka do niekłopotliwego życia w mieszkaniu w bloku ( dla jednego z moich znajomych samo zestawienie „maliniak + mieszkanie” wydaje się z założenia niemożliwe do pogodzenia). Jak to wygląda w praktyce? Już opowiadam.

 

Najogólnie, w skrócie – to ja (na szczęście moja praca pozwala mi na to) organizuję całe życie małego stworzenia 24 h na dobę. Dobowy plan dla takiego gnojka jest bardzo prosty, w praktyce dość meczący (fizycznie!) i póki co monotonny. Ale moim zdaniem absolutnie warto wytrzymać ten kołowrotek, by potem uniknąć wielu problemów w życiu z dorastającym psem.

 

Doba mojego malucha składa się póki co trzech zasadniczych części, następujących na zmianę, w stałej konfiguracji: relaks/sen, spacer (głównie z celem załatwienia potrzeb fizjologicznych, ale też dla socjalizacji), aktywność w mieszkaniu. Spacer jest również natychmiast po każdym z trzech posiłków (chyba, ze posiłek wypada „w plenerze”, podczas spaceru czy pierwszych ćwiczeń z posłuszeństwa sportowego). Oczywiście to ja dbam o to, by właśnie tak, a nie inaczej, to wyglądało. Jak udaje mi się osiągnąć taka regularność ze zwierzątkiem, które przecież jeszcze nie wie jak żyć w ludzkim świecie?

 

Narzędziem, które wydaje mi się niezbędnym akcesorium przy wychowywaniu szczenięcia, jest klatka (transporter). Przez umiejętne jej wprowadzenie mogę zaplanować, kiedy mój piesek będzie spał/zachowywał bierność/wyciszał się. Dzięki klatce uczę młodego psa, że to ja decyduję, kiedy jest czas na aktywność/zabawę, a kiedy na spokój. Mimo, że klatka zyskuje coraz większą popularność wśród właścicieli psów , wciąż często zdarzają się reakcje w stylu: „Co??? Mam mojego słodziaszka zamykać jak z ZOO w KLATCE??? O, na pewno nie, to nieludzkie!”. Hm, owszem – to jest nieludzkie, ale wcale ma takie nie być. Ma być PSIE! Pies to zwierzę mające we krwi instynkt dzikich przodków, każący zaszywać się na czas wypoczynku (i rozrodu) w ciasnych, ciemnych norach. Ograniczenie możliwości ruchu, zmniejszenie ilości docierających bodźców, przytulność, ciemność – to czynniki w naturalny sposób ułatwiający psu spokojny sen i relaks. Ale nawet jeśli te argumenty trafią do przekonania opornych właścicieli, to tym, co jeszcze zniechęca ich przed używaniem klatki kennelowej, jest konieczność nauczenia szczeniaka odpowiednich emocji z nią związanych. Dla szczenięcia nie jest rzeczą naturalną przebywać w odosobnieniu. Prawdopodobnie, jeśli rozbrykanego szczyla upchniemy do klatki, obudzi to w nim gwałtowny protest. I od początku kojarzymy pieskowi przebywanie w klatce z czymś nieprzyjemnym, stresującym. Jak ja tego uniknęłam? Przede wszystkim, przez pierwsze dni zanim zamknęłam małego do klatki, zmęczonego zabawą brałam go na kolana i usypiałam jak małe dziecko. Dopiero wtedy wkładałam go do transportera. Nie odchodziłam natychmiast – byłam tuż obok, by piesek czuł, że jestem blisko. Wkładałam przez pręty do środka dłoń. Po kilku chwilach szczeniak zasypiał. Nakrywałam klatkę dodatkowo lekkim ręczniczkiem, by piesek nie widział, co się dzieje w mieszkaniu (prawdopodobnie by go to pobudziło). Początkowo nie czekałam z wyjęciem go z klatki zbyt długo, by nie ryzykować, że mały zacznie płakać – wypuszczanie go w takim momencie byłoby nieedukacyjne. Czasem dostawał (dostaje) dla klatki jadalny gryzak – żucie też pozwala wyciszyć emocje i zająć czymś umysł pieska. Początkowo pobyt w klatce trwał mniej niż godzinę. Teraz – w ciągu dnia – śpi w niej twardo nawet ponad 2 godziny na raz (obecnie już również w aucie!). W tym czasie mam możliwość zająć się domowymi obowiązkami, wyjść z drugim psem, pójść po zakupy. Gdyby nie klatka – nigdy nie odważyłabym się zostawić małego samego w domu bez nadzoru. Prawdopodobnie by coś zniszczył, do tego sam mógłby zrobić sobie krzywdę.  Prócz tej wygody dla mnie i korzyści dla szczeniaka, klatka daje mi możliwość zniwelowania praktycznie do zera brudzenia w domu – przy 2 miesięcznym szczeniaku. Niemożliwe? Ależ możliwe! Pies (z dobrej hodowli) instynktownie unika brudzenia w miejscu, w którym śpi. Zatem – po tym jak wyśpi się w klatce, natychmiast ubieram się, biorę małego na ręce i zabieram na dwór. Sprawę spacerów i kwarantanny poszczepiennej mam uzgodnione z weterynarzem – powiedzmy, że mamy wyjście awaryjne na wypadek choroby (prawdopodobieństwo w miejscu, gdzie mieszkam, jest tak naprawdę niewielkie). Jeśli ktoś nie chce ryzykować i przestrzega kwarantanny poszczepiennej, może wynieść szczeniaka w miejsce w mieszkaniu przeznaczone na siusianie i kupkanie.

_MG_1615

Pies po spaniu robi na dworze kupę i siku. Ponieważ wychodzimy na dwór od godz. 7 do 23 mniej więcej co 3 godziny (w nocy 2 razy póki co również – tak, tak, wychowanie szczeniaka to prawdziwy trening fitness! Ja mieszkam na 4 piętrze bez windy, a na razie musze znosić i wnosić na rękach to słodkie 6,5 kg!), nie każdy spacer jest długi (na zwiedzanie świata, krótkie zabawy zabawką i krótkie treningi na smakołyki), czasem to dosłownie chwila na fizjologię. Kiedy wracamy do domu, pęcherz i jelitka są puste, więc mały może chodzić po mieszkaniu bez ryzyka około godziny. Jak mały maliniak spędza ten czas – opowiem w następnej części. O kształcie spacerów z takim maluchem – też inny razem.

 

 

Maja Dobrzyńska