Kto pierwszy…

Jakiś czas temu wśród psiarzy popularne było wychowywanie psa zgodnie z tzw. teorią dominacji, gdzie istotą ustalenia prawidłowej relacji między przewodnikiem i zwierzęciem było trzymanie się kilku prostych zasad. Było to między innymi przechodzenie przed psem w drzwiach, spożywanie przed nim posiłku i niepozwalanie na ciągnięcie na smyczy. Zadbanie o te szczegóły miało zapewnić człowiekowi status przywódcy, osobnika alfa, najwyższego w hierarchii stada. Moda na tę metodę minęła, doceniono szkolenie psa oparte na nagradzanej współpracy. Jednak do tej pory bardzo często spotyka się ludzi przykładających dużą wagę do powyższych rytuałów. Czasem z zadowoleniem chwalą się, że nigdy nie przepuszczają swojego psa w przejściu, wymagają chodzenia przy nodze i przestrzegają kolejności posiłków. Pytają, czy to ważne, czy należy tego przestrzegać. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i jednoznaczna.

 

_MG_2122

Zacznijmy od najsłynniejszego rytuału, czyli od przechodzenia przed psem w drzwiach. Dotyczy to głównie drzwi wyjściowych, zwykle bardzo ważnych dla zwierzęcia – prowadzą one do ogrodu bądź na spacer, toteż często budzą w psach duże emocje. Wiadomo – za nimi czeka moc atrakcji. Pies przy ich otwieraniu pragnie jak najszybciej do tych atrakcji dotrzeć. Ma dużą motywację, by szybko wyjść na zewnątrz, i w większości przypadków faktycznie zostawia w tyle swojego właściciela, często przepychając się gwałtownie między nim a drzwiami. Właściciel psa – znając popularną zasadę pierwszeństwa – postanawia coś z tym zrobić. A nuż to faktycznie ważne i pomoże na codzienne niesubordynacje czworonoga? Widzimy więc następujący obrazek: po naciśnięciu klamki pan Kowalski ostrożnie uchyla drzwi, podczas gdy jego Azor czeka już z nosem przy progu, mocno podekscytowany. Następnie Kowalski rozpoczyna skomplikowaną gimnastykę nóg i tułowia, by nie wypuścić przepychającego się Azora. Nie jest to łatwe, gdyż Azor to mały piesek – przez jego zwinność, szybkość i niewielkie rozmiary bardzo trudno tak się ustawić, by maluch nie przemknął między nogami. Jest to równie trudne, kiedy Azor to pies duży – potrzeba wiele siły i samozaparcia, by nie ulec psu skaczącemu na plecy i taranującemu biodra. W końcu jednak udaje się – pan Kowalski przepycha się na zewnątrz (jest pierwszy!), pies wypada za nim po chwili. Sukces? Czy pozycja pana Kowalskiego w hierarchii stada podniosła się?

Absolutnie nie. Takie stosowanie się do zasady pierwszeństwa nie ma najmniejszego sensu. Tak naprawdę, to pies – mentalnie, w swojej głowie – był na zewnątrz już po uchyleniu się drzwi. Przez to nerwowe współzawodnictwo pan Kowalski jedynie podniósł motywację i ekscytację psa. Kiedy miałoby to sens? Wtedy, gdyby jeszcze przed dotknięciem klamki właściciel spokojnie i zdecydowanie nakłonił Azora do odsunięcia się od drzwi, zajmując miejsce przed psem. Pies powinien opanować podniecenie, najlepiej w pozycji siad lub waruj, przyjętej na polecenie przewodnika (Uwaga! Nie liczy się nerwowe „siad”, będące bardziej przyjęciem pozycji sprintera przed startem, gdy pies aż kipi i całą uwagę koncentruje tylko na szparze w drzwiach). Po spokojnym otwarciu drzwi pies nie ma prawa zerwać się i wypaść przez nie bez sygnału człowieka, potrącając go po drodze jak przeszkodę. Azor powinien wyjść na komendę pana Kowalskiego, w tempie wymaganym przez swojego pana, nie zapominając o jego istnieniu po przekroczeniu progu. I nie ma wtedy znaczenia, kto zrobi to pierwszy. Równie edukacyjne i pożyteczne będzie to w obu przypadkach. Istotą będzie tu fakt, że to człowiek wyznacza dostęp do tego, co pies uważa za cenne. Człowiek ustala warunki, na jakich pies to dostaje. Azor rozumie, ze z wolą pana należy i warto się liczyć – bo niejako w prezencie dostaje od niego i spacer i możliwość wyjścia do ogrodu.

_MG_2359

A jak ma się sprawa ze spożywaniem posiłku przed psem? Według teorii dominacji pies zawsze powinien być karmiony ostatni. Bardzo wskazane jest udawanie, że je się z miski psa, zanim mu się ją poda. Ma to mieć odniesienie do rzekomych zwyczajów w psiej sforze, w myśl których osobnik najwyższy w hierarchii zawsze pożywia się pierwszy.

Jak to wygląda i jak powinno wyglądać w praktyce? Rodzina Iksińskich postanawia wprowadzić w życie tę zasadę, pragnąc utemperować nieco swojego rozbrykanego Goldiego. Zmienia więc pory karmienia, by do obiadu siąść przed podaniem psu jego codziennej porcji. Wykazując żelazną wolę, rodzina spożywa posiłek, starając się ignorować ulubieńca. Nie jest to łatwe, bo głodny Goldi praktycznie trzyma pysk na stole, obficie się śliniąc, popiskując i intensywnie wpatrując się w talerze domowników. Zdarza mu się też zdecydowanie trącić łapą najbliższego członka rodziny. Pani domu dba o konsekwencję i dopiero po obiedzie podaje psu w kuchni jego miskę, z powagą udając, że ujmuje z niej kilka kęsów. Podanie miski wymaga nieco zręczności, bo Goldi skacze i wkłada do niej pysk jeszcze przed postawieniem jej na podłodze.

I znów, skupiając się na tym, KTO PIERWSZY, właściciel psa uległ ułudzie, że podręcznikowo panuje nad sytuacją. W rzeczywistości, by było to wychowawcze, to pies mógłby z powodzeniem jeść w pierwszej kolejności, gdyby Iksińscy wymagali od niego przestrzegania pewnych zasad. Przede wszystkim panowania nad sobą i powstrzymania się od intensywnego, nachalnego żebractwa, które może świadczyć o braku szacunku do przewodnika. Gdyby odesłali psa na jego miejsce i nakazali spokojne tam pozostanie, szkody nie przyniosłoby nawet serdeczne poczęstowanie Goldiego kawałkiem z ludzkiego talerza. Równie edukacyjne byłoby zapanowanie nad ekscytacją czworonoga przed podaniem mu jego miski – hasło do jedzenia jako nagroda za wykonanie komendy (najprostszego „siad”) i skupienie na przewodniku. Na tej samej zasadzie, co w sytuacji z drzwiami, człowiek zarządza tym, na czym psu zależy. Pies, by to zdobyć, musi liczyć się z właścicielem i dopasować swoje zachowanie do jego wymagań – a to klucz do posłuszeństwa pupila. Wtedy może być karmiony o dowolnej, wygodnej dla rodziny porze.

W pułapkę może wpaść również ten, kto wymaga od swojego psa chodzenia przy nodze. Pan Nowak słyszał od znajomego, że jeśli pies ciągnie na smyczy i wyprzedza człowieka, to robi tak dlatego, że czuje się osobnikiem alfa. Jako przywódca prowadzi resztę stada. Pan Nowak ma rocznego owczarka niemieckiego, Aresa, i po tej informacji poczuł, że nieprzyjemnie zakłuło go jego męskie ego… Ares rzeczywiście zawsze idzie przed nim i dość mocno ciągnie (mimo kolczatki). Nowak zakupił więc czym prędzej krótką, skórzaną smycz – pejcz, by Ares nie mógł go wyprzedzać i musiał iść przy nodze. Faktycznie – owczarek nie ma innego wyjścia, jak iść przy panu w przepisowej pozycji, z łopatką na wysokości jego kolana.

Lepiej? Wcale nie lepiej! Ares wciąż ciągnie, tyle że na krótkiej smyczy… Prócz zakwasów w mięśniach ramienia pan Nowak nie zyskał niczego po tej zmianie spacerowych zwyczajów. Zyskałby więcej, gdyby prowadząc Aresa na długiej smyczy, nauczył go zwracania na siebie większej uwagi, aktywnego kontrolowania odległości, w jakiej pies znajduje się od niego podczas marszu. Niechby nawet psiak szedł dwa metry przed właścicielem! Gdyby nie ciągnął, gdzie mu się podoba, dostosowywał swoje tempo do tempa pana, uważnie zmieniał za nim kierunek spaceru, reagował na jego komendy – to świadczyłoby o podporządkowaniu Aresa człowiekowi. Chodzenie przy nodze jest ważne i edukacyjne dla ustalenia pozycji człowieka w jego relacji z czworonogiem, ale ma sens tylko wtedy, gdy odbywa się na luźnej smyczy (lub bez), a pies aktywnie pilnuje pozycji względem przewodnika.

Jak wynika z powyższych przykładów, odpowiedź na pytanie o zasadność stosowania się do popularnych zasad związanych z tzw. teorią dominacji nie jest jednoznaczna. Mogą one pomóc w uzyskaniu posłuszeństwa naszego czworonoga, ale tylko wtedy, gdy są wprowadzane mądrze, z dbałością o szczegóły. Bo jak to zwykle bywa w budowaniu prawidłowej relacji z psem – najistotniejsze okazuje się panowanie nad emocjami zwierzęcia i przekonanie go do współpracy z człowiekiem.

Maja Dobrzyńska